Przytłoczony nadmiarem wrażeń z ulgą spoczął w szpitalnym łóżku, złożony dyzenterią na dziesięć dni. Następnie szybko opuścił Indie, nawiedzony przez sen o Graalu, który zinterpretował jako wezwanie do powrotu do Europy i zajęcia się sprawami duszy człowieka Zachodu. Pomimo tej osobliwej, wręcz alergicznej osobistej reakcji należy jednak uznać, że zetknięcie Junga z myślą Wschodu wniosło wiele owocnych elementów do jego dzieła. Filozofie i religie Indii były obecne w jego książkach już od dawna, co najmniej od 1912 roku. Zainteresowanie to wzmogło się od 1928 roku, gdyż otrzymał od swego przyjaciela, Richarda Wilhelma, tekst taoistycznej jogi zatytułowany „Sekret złotego kwiatu”. W 1932 roku poprowadził seminarium poświęcone symbolice jogi kundalini i od tego czasu obficie nawiązywał do niej w swoich wykładach i pismach.
Zdaniem Junga nieświadomość człowieka Zachodu roi się od wschodnich symboli. Politycznie i ekonomicznie Zachód podporządkował sobie Wschód na długie stulecia, ale psychologicznie sytuacja miała się wprost odwrotnie. Ekstrawertyczny Zachód zapomniał o eksplorowaniu swego wnętrza, psychika jego mieszkańców została rozszczepiona na świadomość i nieświadomość w stopniu o wiele większym niż na Wschodzie. Świadomość zagubiła się w gorączkowej aktywności opanowywania rzeczywistości materialnej, ale nieświadomość nie ustawała w wytwarzaniu kompensujących postawę świadomą symboli, które Jung mógł rozpoznać tylko dzięki znajomości myśli Wschodu. Jego pacjenci śnili i malowali mandale będące symbolem ich psychicznej pełni. Czynił to też sam Jung, już w 1918 roku, nie rozpoznając wtedy jeszcze swoich kolistych rysunków jako mandali. Zgodnie z główną tezą jego psychologii istnieje wspólna wszystkim ludziom nieświadomość zbiorowa, wytwarzająca w psychice wszystkich ludzi analogiczną, archetypową symbolikę, niezależną do czasu i miejsca. Możliwe jest zatem wykorzystanie symboliki jogi kundalini do zrozumienia nieświadomości ludzi Zachodu.
Czytając teksty Junga dotyczące jogi, buddyzmu czy taoizmu warto jednak pamiętać o tym, że zajmowało go przed wszystkim to, jakie znaczenie te nurty duchowości mają dla Zachodu, nie dla Wschodu. Znajdziemy w nich głównie bardzo dobre przedstawienie jego poglądów, które niekoniecznie ma jednak coś wspólnego z oryginalną myślą Wschodu. Jung nie znał języków orientalnych, bazował często na niezbyt dobrych tłumaczeniach tekstów (całe szczęście w przypadku jogi kundalini miał do dyspozycji świetne tłumaczenia i teksty Arthura Avalona), sam nigdy nie praktykował żadnej medytacji. Nie praktykował też jogi, jedynie wykorzystywał jedną z asan, śavasanę, której używał po to, by uspokoić emocje w czasie swojej konfrontacji z nieświadomością w latach 1913 – 1918. Analizując dostępne mu z drugiej ręki teksty hinduskie czy buddyjskie nieraz uznawał, że użyte tam pojęcia, takie jak „symbol” czy „jaźń”, mają takie samo znaczenie jak w jego psychologii, co doprowadzało go do mylnych interpretacji. Dobrym przykładem jest tłumaczenie buddyjskiego terminu „mahamudra” jako „Wielki Symbol”, który Jung zinterpretował jako jaźń, a co nie ma niestety nic wspólnego z naukami dzogczen. Psychologia analityczna była dla niego narzędziem, dzięki któremu człowiek Zachodu mógł zbliżyć się do intuicyjnych wglądów Wschodu, acz często zawodnym. Dlatego jego uwagi dotyczące jogi czy buddyzmu są albo nader inspirujące – albo całkowicie nietrafne.