Pracujemy z różnymi grupami, wymaga to od nas przystosowania programów, często pisania nowych, innych, zmiany zawartości wcześniej prowadzonych scenariuszy. Dostosowujemy projekt i pracę trenera do potrzeb uczestników, które wcześniej w mniej lub bardziej zaawansowany sposób badamy… Jak to jest z jogą śmiechu? Wydawać by się mogło, że sesje są uniwersalne, że projekt jest jeden…
Znów pozostaje mi pozornie opuścić grunt zachodniej logiki i po tym jak powiedziałam, że joga śmiechu jest jednocześnie prosta i wymagająca, powiedzieć, że projekt jest jednocześnie uniwersalny i szyty na miarę. Bo choć trzon jest wszędzie ten sam i wszędzie chodzi o śmiech, radość, zdrowie, harmonizowanie emocji, tworzenia klimatu bliskości to jednak inaczej pracuje się w formacie 45-minutowym w korporacji w warszawskim „Mordorze”, a inaczej na spotkaniu w klubie seniora w Garwolinie, gdzie czas płynie wolniej. Staram się mówić różnymi językami o tym samym, gdy prowadziłem zajęcia z rektorami i dziekanami bodaj najlepszej polskiej uczelni to ciut więcej mówiłem o inteligencji emocjonalnej i duchowej, różnych rodzajach kapitałów, która ta praktyka generuje niż na letnim festiwalu, gdzie ludzie po prostu chcą się dobrze bawić i chcą bym szybko „przeszedł do rzeczy”. Tak naprawdę to ja cały czas uczę się w działaniu i mam duża frajdę jak mogę dostosowywać jogę śmiechu do nowych kontekstów. I tak takim super kreatywnym wyzwaniem było poprowadzenie jogi śmiechu w Krakowie dla „Szansy dla Niewidomych”, gdzie więcej musiałem opowiadać niż pokazywać i sięgnąć po dodatkowe techniki wywoływania śmiechu i radości. Albo jak ostatnio przyjąłem na kurs Anię, dziewczynę od urodzenia niesłyszącą, którą przeszkoliłem z jogi śmiechu wraz z jej mamą. To tak trochę jakby przetłumaczyć dzieło na inny język, a wiemy dobrze, że dobry tłumacz, to w połowie autor.
Na każdym warsztacie zdarzają się mniej lub bardziej złożone sytuacje trudne. W Holistycznej Szkole Trenerów, którą prowadzę jest warsztat poświęcony radzeniu sobie w sytuacjach trudnych. Mówimy o zapobieganiu im i o sposobach radzenia sobie z nimi. Jak w tym temacie jest na sesjach Jogi śmiechu? Czy samo zajmowanie się śmiechem i radością i skupianie się na nich w stosunkowo krótkiej sesji eliminuje trudności? Jakie są twoje doświadczenia? Czy ludzie zawsze łatwo i od razu się śmieją ? Co sprawia im trudności? Jak się przygotowujecie do radzenia sobie z tymi trudnościami?
Oczywiście zdajemy sobie dobrze obaj sprawę, że nie od razu Kraków zbudowano czyli pomimo użycia tak fantastycznej techniki jak joga śmiechu, nie od razu się wszyscy będą śmiać. Co więcej, jest to technika rozwojowa czyli choć pomyślana jako łagodna i miękka ma potencjał odpalenia w ludziach różnych rozwojowych procesów, na co prowadzący musi mieć zgodę i umiejętność radzenia sobie z tym. My jako prowadzący jogę śmiechu powinniśmy zrobić wszystko co możemy zrobić by stworzyć ludziom komfort bycia sobą, który oznacza to, że wszystko powinno przebiegać spokojnie. Ja mówię często o tym, że każdy ma prawo być w swoim nastroju, który zależy od tego co przeżywają aktualnie poza naszą salą warsztatową. Jeśli jako prowadzący dam na to przyzwolenie, tym większa szansa, że zdobędę ten jakże potrzebny kredyt zaufania do tego by pozwolili sobie potem na wejście w śmiech i zastosowali się do moich poleceń. Pewną pomocą może być też to, że pozwalam śmiać się w dowolny sposób, także cicho, nawet bezgłośnie lub zupełnie aktorsko. Z czasem dzięki temu, że inni wokół się śmieją w tej samej sprawie, wkrótce przechodzą takie osoby od śmiechu aktorskiego do śmiechu naturalnego.
Czemu nam tak niełatwo czasem by otworzyć się na śmiech? Jako socjolog pisząc moją książkę „Joga śmiechu. Droga do radości” zbadałem trochę temat i tropy prowadzą do XIX wieku i wiktoriańskiej Anglii, kiedy wprowadzono mocno represyjną moralność i normy savoir vivre, a śmiech jako coś niegodnego cywilizowanego człowieka włożono w jakże popularny wówczas ciasny gorset. Ale to ta historia przed duże „H”, a a każdy ma swoją mała historię i tak do tej pory pamiętam pewną kobietę, która się rozpłakała na moim warsztacie z radości, bo mówiła, że od 3 lat była w żałobie i się ani razu nie śmiała...
Gdzie realizujesz swoje sesje? Mam na myśli plener, sale, przestrzeń miejską, biurowce gdzie pracują klienci, open space’y ? Jakie są Twoje doświadczenia jeśli chodzi o wpływ środowiska pracy na przebieg sesji? Z naszej perspektywy środowisko bardzo determinuje pracę trenera. O ile uczestnicy zawsze chcą wychodzić na zewnątrz o tyle my wiemy, że plener jedne prace ułatwia a inne utrudnia. Piękna pogoda odciąga uwagę od pracy, słabsza sprawia, że skupiamy się na niewygodzie. Czym bardziej merytoryczny zakres warsztatu tym trudniej o skupienie w plenerze a łatwiej na sali. W HST przygotowujemy jedne scenariusze warsztatów na plener a inne na salę. Różnią się narzędziami, podejściem trenera, uczymy trenerów widzieć i dostosowywać pracę do różnic wynikających ze środowiska. Jak to działa w Twojej pracy? Jak różnicujesz narzędzia w zależności od środowiska pracy?