Miałem wrażenie, że obecność grupy jest wszystkim co grupowe w tych zajęciach. Bo właściwie jest w nich prowadzący i odbiorca. Odbiorca jest przecież po to by odbierać. I to jego rola. W szczególności zaś nie po to by mieć zdanie i je ujawniać, ciekawić się, dyskutować z odsunięciem choć na chwilę prowadzącego i jego Ego ;). Ujawnianie spontanicznie opozycyjnych tez to prawdziwa plaga. Kiedy pytam o powód wyboru tego wariantu sposobu pracy w odpowiedzi słyszę odwołanie się do zamiaru osiągania najlepszych wyników. Czas takiego szkolenia (pracy z grupą, pracy z "odbiorcą") przeznaczany jest tu na przekaz. Przekaz wiedzy. Oto i wiedza w ten sposób jest przekazywana. Z najlepszym, jakże by nie, rezultatem. Miernikiem jest ilość. Niekiedy ilość slajdów w Powerpoincie.
Pytanie z którym pozostaję niezmiennie od wielu lat. Po co uczestnikowi wiedza? Twarda akademicka wiedza w postaci modeli i wyliczanek, zależności.
Co ma z nią zrobić. Ilu uczestników potrafi zbudować most pomiędzy Wiedzą a jej użyciem w praktyce? Ilu jest w stanie wytrzymać pozostając w uwadze taki przekaz wiedzy? Czyj czas jest w takiej formie wykorzystywany a czyj tracony?