Pomysł napisania tego tekstu przyszedł do mnie, gdy jadłam kolację z moim synkiem. Tekst by nie powstał, gdyby nie zaproszenie Natalii na bloga parentingowego i gdyby nie inspiracja od dr Ryszarda Kulika, zwanego u nas w HST pieszczotliwie Rysiem.
Jako matka 4-ro i pół latka przeszłam przez etap bycia laktoterrorystką, fanatyczką BLW, aż doszliśmy wspólnie do etapu, w którym na kolację serwuję makaron z masłem i solą i cieszę się tym. Ba, nawet jestem z siebie dumna! I nie zrozumcie mnie proszę źle, nie chodzi o zaniżanie standardów żywieniowych ani o hołdowanie śmieciowemu jedzeniu. Chodzi o bycie „wystarczająco dobrą matką”.
Ten makaron to pewnego rodzaju symbol. Ja sama, będąc tuczonym przez wszystkich niejadkiem, odmawiałam jedzenia kiełbasy z dzika i, ku zaskoczeniu całej rodziny o tradycjach leśnych i myśliwskich, mówiłam, że chcę chleb z dżemem. Albo rzeczony makaron z masłem i solą.
Kocham ten smak, to jeden z moich smaków dzieciństwa. Jak patrzę na to teraz, z perspektywy tego, co wiem dziś, jest w tym smaku wolność wyboru, decydowanie o sobie, akceptacja odmienności i masło. Zawsze kochałam masło. Chyba nigdy nie będę weganką właśnie przez masło. Ale wracając do kolacji… Jestem przeziębiona, zmęczona po tygodniu pracy, mam pustą lodówkę i szczerze nie chce mi się jechać na zakupy. Wolę ten czas spędzić z synem. Jesteśmy sami w domu, mąż na szkoleniu. Lubię gdy jesteśmy sami i możemy celebrować niespieszne bycie razem. Gdy jesteśmy we dwójkę mam „dzień dziecka”, bo nie gotuję obiadu. Ja jem w pracy, syn w przedszkolu, mąż w delegacji. I git. Ja bardzo się cieszę tym etapem i mam ochotę się tą radością dzielić. Bez biczowania się, że makaron nie organiczny i dlaczego z glutenem i czemu taki bez polotu z solą?! Otóż sól himalajska, 84 minerały, a co, na bogato!
Rozmawialiśmy z Ryśkiem o tej matce. Wystarczająco dobrej. Nie perfekcyjnej. Nie takiej, która nigdy nie krzyczy i zawsze ma niewyczerpalne pokłady cierpliwości. A właśnie takiej, która bywa smutna. A jak jest smutna to nie lukruje tego i potrafi swobodnie o tym mówić. Jak jest wściekła to grzmi i tupie nóżką. Jak się zagalopuje to przeprasza i idzie dalej. Bez biczowania się, bez odwracania kota ogonem, że została sprowokowana itp. Jak nie wie czegoś to mówi: „ Wiesz co… nie wiem.” Matka w pełni, pokazująca swoją pełnię. Pełen wachlarz emocji, nie tylko tych pozytywnych, dobrych, pięknych, empatii, cierpliwości, łagodności i jednorożców.
Piszę to też dla matek, które podając parówki lub chleb z serem czują w głębi, że coś jest nie tak. Jeśli masz swoje dziecko gdzieś – to nie jest OK. Ale jeśli jest bliskie Twojemu sercu, to zapalcie sobie do tych parówek świeczkę i podziękujcie sobie z uśmiechem, za możliwość zjedzenia wspólnego posiłku, w domu, razem. Bo to już jest wystarczające święto.
A co jest Twoim makaronem z masłem i solą?
Jaka jest Twoja sztandarowa potrawa Wystarczająco Dobrej Matki?
Fotografia na stronie głównej: flickr.com