LifeFree.pl

On i Ona Dobrze Ustawieni: ZDRADA. KIEDY DO NIEJ DOCHODZI?

Zdrada temat tabu. Pobudza emocje, pobudza wyobraźnię, reagujemy na nią jak na cios zadany niemalże fizycznym narzędziem, chociaż narzędzia zbrodni nie uwidzisz. Dlaczego tak mocno nas porusza?
On i Ona Dobrze Ustawieni: ZDRADA. KIEDY DO NIEJ DOCHODZI?
On i Ona Dobrze Ustawieni: ZDRADA. KIEDY DO NIEJ DOCHODZI?

 Zdrada temat tabu. Pobudza emocje, pobudza wyobraźnię, reagujemy na nią jak na cios zadany niemalże fizycznym narzędziem, chociaż narzędzia zbrodni nie uwidzisz. Dlaczego tak mocno nas porusza, dlaczego jesteśmy względem tego doświadczenia jak małe bezsilne dziecko, któremu coś zostało odebrane?

 Zdrada wprowadza do pary dualizm, z którym sobie nie radzimy. Dualizm powoduje powstawanie dwóch skrajnych postaw. Pierwsza postawa, czy tam druga, bo kolejność nie ma tutaj znaczenia to postawa osoby zdradzonej, druga postawa to postawa tego, który zdradził. Ten, który zdradził odczuwa potrzebę pozbycia się ciężaru, dlatego o zdradzie często dowiadujemy się z ust samego „winowajcy”, poza osobami patologicznymi, które przyłapane na zdradzie przerzucają winę, i cały problem na osobę, która zdradę odkryła (bo przecież, gdyby nie jej dociekliwość, intuicja, i przeczucie za którym poszła, to wszystko byłoby cacy.) Dla takich osób problemem nie jest, to że zdradzają, bo czują się tutaj niewinne, nie mają wyrzutów sumienia, zdradzają, z czystym sumieniem, tak jak babka, matka, czy tam dziadek i ojciec. Dla takich osób problemem jest, to że osoba, która była zdradzana wykazała się inteligencją, i przenikliwością, w postaci zadbania o siebie, a tym samym na światło dzienne i czasami na światło społeczne wyciągnęła cień zdrajcy. Cień, z którym osoba zdradzająca wcześniej nie musiała się kontaktować. Dla takich gagatków problemem jest to, że osoba zdradzana na tyle nie ufała, że zaczęła sprawdzać. I w przypadku wyjścia zdrady na światło dzienne, możemy się spodziewać, że to na nas skupi się główna oś ostrzału emocjonalnego, w postaci zarzutów do nas, związanych z tym, że „Jak mogłeś mi grzebać w poczcie, i jak mogłeś czytać moją prywatną korespondencję…” Z logicznego punktu widzenia da się tutaj zaobserwować absurd, z emocjonalnego punktu widzenia trzeba zrozumieć, że osoba taka, jest taka jaka jest, nie dlatego, że jest zła ze swojej natury. Po prostu, gdy kłamie, zdradza, wykorzystuje, jest lojalna częstokroć w swoim sumieniu do swoich przodków. Więc może zdradzać z czystym sumieniem. Problem polega na tym, że często mierzymy ludzi własną miarą, ale to trochę tak, jakbyśmy do Wilka mieli zarzuty, że go ciągnie do lasu. Pradziadek Wilk mieszkał w lesie, dziadek Wilk mieszkał w lesie, ojciec Wilk mieszkał w lesie, to gdzie ciągnie małego Wilka? Ano do lasu.

 Powierzchowne spojrzenie na tą sytuację daje szybkie i wygodne powierzchownie wyjście. Ten, który zdradził jest ZŁY, ten który został zdradzony jest DOBRY. I pojawia się klasyczny układ trójkąta dramatycznego Karpmana. Brakuje tylko ratownika, w postaci opinii publicznej, którego na 99,999 % odegra jakaś dobra przyjaciółka, lub przyjaciel, który zdradzonego poklepie po plecach. Czasami dobrego przyjaciela zastąpi opinia publiczna w postaci serduszek, lajków, i przepojonych agresją wpisów na Facebooku, Twiterze, czy innym medium społecznym. Opinia publiczna, dobra koleżanka czy kolega, najlepiej z takim samym doświadczeniem życiowym (czyli już po przejściu przez zdradę) pełni tu bardzo ważną funkcję. Pozwala przyjąć osobę zdradzoną do grona ofiar, do pola morficznego ofiar oraz ukoronować ją orderem za wytrwałość, w związku ze świnią, albo suką. Bo facet, który zdradza zostaje świnią, a kobieta która zdradziła zostaje suką.

 Analizując przyczyny zdrady nie da się pominąć wspomnianego już tutaj sumienia rodowego. Da się zauważyć, że kobiety i mężczyźni wybierają sobie takich partnerów, z którymi w sposób „bezpieczny” a przede wszystkim przewidywalny będą mogli kontynuować te wszystkie historie, które rozpoczęły się już w ich domach rodzinnych. Tak więc, jeżeli ojciec pił i bił matkę, to córka w większość przypadków wyjdzie za mąż, za mężczyznę, który pozwoli jej dokończyć historię z rodzinnego domu. Duże jest prawdopodobieństwo, że w jej domu będzie przemoc, i alkohol. Dla niej z poziomu sumienia jest to wybór idealny. Szczerze mówiąc, to ona będzie na ulicy widziała tylko tych facetów, którzy mają właśnie taki wzorek, taki program, na relacje, a z kolei On będzie widział na ulicy w tabunie innych kobiet, tylko taką, która będzie go wręcz cała sobą zapraszała do relacji, w której będą mogli się sowicie, wulgarnie, i mocno – czasami, aż do krwi – napierdalać ze sobą. I naprawdę intencje na poziomie werbalnym nie mają tutaj większego znaczenia. Przy którym innym, ona będzie mogła kultywować, to co często w jej rodzie trwa już od kilku pokoleń? Którego innego mężczyznę będzie mogła walić ścierą po głowie, z którego innego będzie mogła zrobić chama, świnię, ścierwo, i wycieraczkę? Którego innego będzie mogła zamknąć w szpitalu psychiatrycznym, albo wsadzić do więzienia, za pra babkę, babkę, matkę, i za swoją osobistą historię? Z którą inną, on będzie mógł powtórzyć to co jego pradziadek z prababką, dziadek z babcią, ojciec z matką? Dlatego na warsztacie ustawień systemowych, gdy któryś z klientów zaczyna narzekać, obwiniać swojego partnera, a siebie wybielać, mówię jedno zdanie – „Partnerzy są siebie warci. Masz dobrą kobietę/ masz dobrego mężczyznę.” Klientom często się to nie podoba, bo plan na relacje ze mną mieli inny. Miałem ich pogłaskać po głowie, i utwierdzić w ich byciu ofiarą. Wtedy czuliby, że dobrze wydali kilkaset złotych. Co prawda po jakiś kilku dniach, gdy już energia warsztatu by opadła, stwierdziliby, że jestem kiepskim terapeutom, i obwiniliby mnie za swoje niepowodzenie. I mieliby wtedy rację, bo nie mogę stać po jakiejkolwiek stronie. Mogę czuć ból klienta, mogę czuć jego radość, ale nie mogę mu współczuć, i się nad nim litować. Jeżeli jakikolwiek terapeuta się nad Tobą lituje, to czym prędzej go zmień. Terapeuta powinien ludzi stawiać do ich własnej siły, do ich własnej odpowiedzialności, do dokopania się do swojej własnej osobistej mocy. Inaczej uzależnia klienta od siebie, a wtedy wychodzi dynamika, w której to terapeuta potrzebuje klientów, a nie klienci terapeuty, więc sytuacja jest znowu postawiona na głowie.

 W sytuacji zdrady łatwo jest szybko osądzić. Zdradzony jest dobry, ten który zdradził jest zły. I wszystko jasne. Niestety ratownik, o którym była mowa w postaci opinii publicznej, a nawet wyroku sądu, czy też grupy osób klepiących zdradzonego po plecach, nie rozwiązują problemu. Raczej spychają go na obrzeża naszego wewnętrznego Tartaru na, które niechętnie zapuszczamy się z własnej woli, no chyba że życie dopierdoli tak, że trzeba światło świadomości rzucić na te niechciane, nie miłe, ciężkie i trudne ludzkie doświadczenia.

 Ten który zdradził, niesie na sobie ciężar. Ciężar niewierności. Powstało dużo myśli filozoficznych, które tym, którzy zdradzili dają możliwość poczucia się trochę lżej. To jednak i tak na nic. Wewnątrz siebie czuje taka osoba, że zrobiła coś, co w relacji pary wprowadziło pewną nierównowagę. I jeżeli nie świadomie, to podświadomie będzie dążyć do wyrównania tej nierównowagi. Zdrada z punktu widzenia duszy nie jest ani zła, ani dobra. Zdrada po prostu niesie pewne konsekwencje. Czasami zdrada powoduje, że związek może przetrwać. Jest swoistym zaczerpnięciem nowej energii, do uporania się ze stagnacją, i kolapsem w związku pary. Nie oceniam czy jest to rozwiązanie najlepsze, nie oceniam czy jest to rozwiązanie dobre, czy też złe. Nie wartościuje tego. Chcę jedynie pokazać, że efekty zdrady możemy ocenić dopiero po jej skutkach. Po skutkach jakie niesie, bo jeżeli wyjdzie na jaw, że jeden z partnerów zdradził, i w efekcie zaistniałej sytuacji oboje partnerów uzyska głęboki wgląd w historię rodu, jeżeli wyjdzie na jaw dynamika, że jeden z partnerów odtwarzał w wierności sumienia los swojej babki, lub pradziadka, jeżeli ostatecznie oboje zajrzą w siebie, i uzyskają głębszy, pełniejszy, i bardziej stabilny dostęp do swoich potrzeb, zasobów, dynamik rodowych, jeżeli ostatecznie głębiej otworzą się na siebie? To czy zdrada może być oceniona jako zła? A brak zdrady jako coś dobrego? Dobrego w sensie podtrzymywania relacji, której nie ma? Pozostania i tkwienia w iluzji szczęśliwej rodziny? Gdzie tuż za parawanem sztucznych masek toczy się całkowicie inna gra? Ale ja zostałam zdradzona, i temu gnojowi trzeba uciąć jaja ! Krzyknie jakiś głos, na te moje wywody. Dobrze… a czy jak zostałaś zdradzona po raz pierwszy to wyrównałaś? Wyrównałeś? Zrobiłeś podobne świństwo, tylko trochę mniej? Nie ! Wybaczyłam! Wybaczyłem! I jak się z tym dalej czujesz? I tutaj zapada zazwyczaj chwila ciszy… lecą łzy… ciekną gile z nosa, i na końcu zazwyczaj pada jedno słowo… Chujowo! I to mnie najbardziej rozwala, że nadal się czuje Chujowo…

 Inni klienci czasami mówią, że dobrze się z tym czują, i już temat przerobili. Wtedy stawiam naprzeciw ich partnera, który zdradził, i proszę, aby do niego powiedzieli „Cieszę się, że z Tobą byłem/ byłam. Dziękuję, za ten czas.” I wtedy Ci co ten temat tak dobrze i dogłębnie przerobili pokazują reprezentantowi partnera FUCKA ! Albo stwierdzają, że nie mogą mu patrzeć w oczy, albo zaczynają dostawać wypieków na twarzy, pluć, i rzucać krzesłami, z hasłami „… a żebyś Ty kurwo zdechła… a, żeby Cię świnio szlag trafił…” Co to oznacza? To oznacza, nie mniej nie więcej, że gówno przerobili. To oznacza tylko tyle, że ciemne, i trudne doświadczenie, zostało zepchnięte na obrzeża wspomnianego już dzisiaj tutaj Tartaru. I cały misterny plan o rozwoju duchowym, o przerabianiu, o miłości zazwyczaj bezinteresownej i różowych słoniach legł w pizdu, lub jak kto woli w gruzach. Nie da się przerobić zdrady, kłamstwa, oszustwa, morderstwa, gwałtu stawiając się ponad. Ponad tym małym podłym bydlęciem, które mi to zrobiło. Temu bydlęciu, świni, skurwielowi, suce, piździe, skurwysynowi, trzeba głęboko popatrzeć w oczy, a jeżeli otworzymy, w tym patrzeniu swoje serce, to na dnie tych oczu dostrzeżemy nic innego, jak samych siebie. O w mordę… ale żeś teraz Czarko pojechał. Ja przecież jestem lepszy/ lepsza… chcesz mi powiedzieć, że ja to On/ Ona? Chcę, powiedzieć, nie mniej, nie więcej, że Ty także to gówno, ten syf, ten gnój, to wszystko przed czym tak spierdalasz masz w sobie. I jedyną z mojego punktu widzenia drogą poradzenia sobie z tym tematem, jest zgoda na to, że w oczach tego bydlaka, tej suki widzisz kawałek siebie, do którego nie chcesz się przyznać. Ci, którzy temat faktycznie przerobili są mniej skłonni do jednowymiarowych sądów. Częściej mówią NIE WIEM, niż WIEM. Częściej są powściągliwi, niż napaleni.

 Mówi się, że ludzie z wiekiem mądrzeją. To nie prawda. Ludzie mądrzeją wraz z ilością doświadczeń życiowych, a mądrość diametralnie różni się od wiedzy. Wiedzę, można mieć akademicką. Można być profesorem zwyczajnym, a poziom doświadczeń na uniwersytecie życia może oscylować metaforycznie na poziomie starszaków w przedszkolu publicznym.

 Zdarzają się też takie przypadki, w których Ona wie, że On ją zdradza. Nawet ją zna. I co robi? Idzie z nią porozmawiać. Potem wyjeżdżają na wspólne kajaki, albo na rowery. Ona jest wkurwiona, ale gra osobę dorosłą i uduchowioną, więc nie chce zachowywać się agresywnie względem jej, czy jego. Gra tą, która jest tak zajebista, że nie będzie zniżać się do swoich zwierzęcych instynktów podgryzienia jej żyły. Często wtedy On lub Ona ma niezintegrowanego sprawcę. Tak bardzo boi się swego wewnętrznego sprawcy, że się wyłącza. Odcina sobie część ciała, w której czuje ból, i wchodzi w łeb. Analizuje sytuacje za pomocą łba. Analiza za pomocą łba to nie zyskiwanie doświadczenia. Analiza takiej sytuacji za pomocą łba, to tak jakbyśmy tonęli w gównie, i zamiast wyjść na brzeg i się otrząsnąć, zastanawiali się, jak ciężar założonego na stopy obuwia wpływa na kaskadowy przyrost masy gówna wpływający do naszych ust. Toż to kurwa abstrakcja. Tam gdzie trzeba działać, my analizujemy. Zima… zamrożenie… odmrożenie serca, czucia.

 A gdy już zostaniemy zdradzeni, to w końcu jak postąpić – ktoś zada pytanie. Ano wyrównać, w złym. Wybaczyć można tylko wtedy, kiedy stawiamy się ponad partnerem, kiedy stawiamy się jako jego rodzic. To rodzic może nam wszystko wybaczyć, to rodzic może odpuścić winy, może nawet, gdy zrobiliśmy mu wielkie świństwo wybaczyć. Postawić się ponad nami, bo to jego naturalne miejsce wg. Matrycy systemowej. Gdy wybaczamy partnerowi, to stawiamy się ponad nim, i potem przy konfrontacji, z realem dostajemy pstryczka w nos. Rodzic wybaczając dziecku może poczuć faktyczny spokój. Partner wybaczając partnerowi nigdy faktycznego spokoju nie poczuje. Gdy odizolujemy od siebie źródło cierpienia, nie znaczy, że coś w sobie uleczyliśmy. Znaczy to tylko tyle, że dzisiaj jestem w innym miejscu, gdzie akurat ktoś nie gra tej pieśni, przy której dostaje białej gorączki.

 Znam przypadki, w których On wybaczył jej, albo Ona jemu. Kilka tysięcy prac z ludźmi powoduje, że takie sytuacje nie są odosobnione. Czasami nawet On jej wybaczył, i przyjął ją z powrotem do domu, z którego Ona sama wyszła. U podstawy takiego zachowania często kryje się nadzieja. Nadzieja na to, że teraz Ona wróci z podkurczonym ogonem, i będzie już posłuszna, a On w końcu będzie mógł koncertowo odegrać rolę tego, który społecznie, i czasami przed sądem, i w oczach najbliższych – jest Mesjaszem. Jest tym, który jest tak zajebiście dobry, że żywcem Pan Bóg weźmie go do nieba. Wiecie co… może to i piękny obraz, może to i piękna idea, ale gówno się sprawdza w realu, bo żaden partner nie wytrzyma, aby drugi partner traktował go jak dziecko, i żaden nie wytrzyma bycia rodzicem, dla swego partnera. Do bycia rodzicem mamy siłę poprzez faktyczne bycie rodzicem, i poprzez więzi krwi. Do bycia rodzicem, bądź dzieckiem dla swojego partnera po prostu nie mamy siły i mieć nigdy nie będziemy mieli, tutaj na Ziemi.

 Jak wyrównać partnerowi zdradę, tą emocjonalną, tą fizyczną? Tak jak wszystko co dostajesz w trudnym. Wyrównać trudnym, ale trochę mniej. Jak konkretnie? Nie znam odpowiedzi na to pytanie, bo to Ty musisz poczuć, w którym momencie będzie trochę mniej. Jak się zagalopujesz, to możecie świadomie, bądź nieświadomie wejść w wymianę ciosów, w trudnym. On Cię zdradził raz… Ty jego dwa razy. On w odwecie trzy… Ty z drużyną piłkarską, i ta wymiana w trudnym też łączy. Jedna z moich klientek chciała prosić męża, aby wrócił od kochanki… ale zrobiła inaczej. Spaliła ponad 40 książek męża o zdrowej żywności i odżywianiu się. Dwa dni po ognisku na którym kiełbasek nie było, mąż wrócił sam do domu. Jeden z moich klientów pojechał na dwa tygodnie do Grecji ze swoją wolną przyjaciółką, która była 15 lat młodsza od żony. Codziennie wysyłał żonie zdjęcia… jedno z plaży, drugie z wycieczki po górach, trzecie o 3.30 w nocy z jakiegoś baru, przy drinkach z piękną blondyną. Żona dwa tygodnie po tych wakacjach poprosiła o wspólną terapię. Po dwóch miesiącach sama wróciła do domu.

 Zdrada paradoksalnie z perspektywy osoby zdradzonej, najczęściej ma miejsce wtedy, kiedy osoba zdradzona daje tak dużo, jest taaaaak dobra, jest taaaaak zajebista, że aż chce się rzygać. Zdrada najczęściej ma miejsce wtedy, kiedy jeden z partnerów jest tym zajebistym… tym, któremu nic nie można zarzucić. Tym, który daje, daje, daje… i nie chce nic w zamian. Tym który WYBACZA, tym który chce, bo być może ma taki schemat i program życiowy, że chce koncertowo odegrać tego DOBREGO… tego lepszego… tego, który jest tylko po tej jasnej stronie światła. A babcia mówiła, że najciemniej właśnie pod latarnią ! I jeszcze jedno mówiła babcia… psychologii nie studiowała, była po prostu mądra, bo dużo przeżyła… mówiła mianowicie, żeby strzec się ludzi, od których bije światło, bo jak rażą tak swym licem w oczy, to po to, aby ukryć, że w plecaku niosą krowie łajno.

 Życie nie pozwoli Ci stawiać się ponad innymi osobami. Nie pozwoli Ci grać tatusia dla swojej żony, nie pozwoli Ci być dzieckiem przy swojej partnerce, nie pozwoli Ci być większym od swoich rodziców, nie pozwoli Ci grać lepszego, nie pozwoli Ci grać gorszego, życie zawsze sprowadzi Cię na właściwe tory. Zawsze. Działa tutaj znacznie większa siła niż Ty i ja możemy sobie wyobrazić. I naprawdę… żeby nie wiem jak było kiepsko… zaufaj, że wszystko prowadzi do jednego miejsca. Do więcej świadomości, więcej zrozumienia, lżej, więcej życia, w zgodzie, w ekologii do całego systemu. I coraz częściej nasuwa mi się jedna prosta myśl… zdaje mi się, że spotkałem podczas swojego życia ludzi, którzy zdawali się ją rozumieć, i być z nią w zgodzie… mianowicie „Życie jest po prostu do przeżycia”. A tam gdzie najwięcej lęku… tam najwięcej pereł.

Źródło: tutaj

Tagi

Komentarze

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treścia zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwe lub naruszające zasady współżycia społecznego.

Warto przeczytać

Holistyczne Szkice Trenerskie: O trzymaniu grupy

Holistyczne Szkice Trenerskie: O trzymaniu grupy

Rozwój
czwartek, 14 września 2023, 08:03
Co to znaczy trzymać grupę? Trzymać pole, trzymać krąg. Po czym poznać, że ktoś trzyma, że grupa jest trzymana… Z czym kojarzysz trzymanie? Jakie są sposoby trzymania? Kiedy pytam sam siebie, wydaje mi się, że to trzymanie to prowadzenie...
Holistyczne Szkice Trenerskie: Czarny łabędź

Holistyczne Szkice Trenerskie: Czarny łabędź

Rozwój
czwartek, 27 lipca 2023, 11:37
Łabędzie są białe. Kropka. Z daleka rozpoznajesz łabędzia. W locie, czy na wodzie. Łabędź to łabędź. A czarny jest tak rzadki, że trudno uwierzyć w jego istnienie…

Zobacz również