Jest tak, ponieważ w momencie, gdy określamy siebie, jednocześnie wskazujemy na to wszystko, co nami nie jest. Tak oto rodzi się podstawowy podział, w którym moje „ja” jest swojskie, a świat zewnętrzny jest obcy. To, co znajduje się na zewnątrz może być bardziej lub mniej obce, w zależności od tego, jak duże widzimy podobieństwo między określeniami przypisywanymi sobie i temu innemu. Tak się składa, że zwykle w tych zabiegach świat naturalny, dzika przyroda znajdują się na szarym końcu, czyli są najbardziej obce, najbardziej różne od nas.
Zatem sposób, w jaki myślimy o sobie, decyduje o tym, że czujemy się w świecie niepewnie i źle; czujemy się obco i samotnie, a sam świat spostrzegamy jako zagrażający. Szczególnie świat dzikiej przyrody. Co nam grozi? Obawiamy się tego, że to, czego nie jesteśmy w stanie kontrolować spowoduje, że będziemy musieli rozstać się z tym, co jest dla nas ważne: poczucie komfortu, możliwość wywierania wpływu na rzeczywistość, realizowania własnego interesu. Ale boimy się też, że stracimy bezpowrotnie siebie, czyli naszą identyfikację z naszym „ja”. To utożsamianie się z „ja”, z własnym wizerunkiem jest źródłem permanentnego lęku. Obawiamy się stracić twarz, czy dobre imię, ale też lękamy się śmierci, która jest zawsze związana z utratą naszego małego „ja”.
Jak więc widać, to nasze biedne „ja”, do którego tak bardzo jesteśmy przywiązani ciągle musi coś robić, żeby ograniczyć ryzyko tych wszystkich strasznych rzeczy. Z tego powodu „ja” staje się rodzajem zbroi, która ma chronić nas przed światem, zbroi, która ostatecznie przejmuje władzę nad nami i dyktuje warunki walki z tym, co na zewnątrz.
Ta wszechwładza „ja” i związana z nią niezwykła nasza wrażliwość na zranienie oraz towarzyszący jej lęk prowokują takie nasze zachowania, które codziennie przyczyniają się do postępującej degradacji naszej planety. Są to: kontrolowanie rzeczywistości, manipulowanie naturalnymi procesami, nadkonsumpcja, czy uzurpacja oparta na przekonaniu, że jesteśmy kimś wyjątkowym i że w związku z tym należą się nam szczególne przywileje. Efektem tego jest ciągła walka i zmaganie się z życiem.
Ale konsekwencje ponosi nie tylko przyroda. Również my sami cierpimy pod rządami tej tyranii. Paraliżujący nas lęk odbiera nam możliwość prawdziwego cieszenia się życiem, czyli doświadczania w pełni chwili teraźniejszej. Zamiast więc zanurzyć się w nurcie życia, ciągle od niego uciekamy obawiając się, że utoniemy.
Fakt, że zarówno przyroda, jak i my sami ponosimy koszty tego przywiązania do „ja” wskazuje, że ostatecznie granica, którą pierwotnie wytyczamy między sobą a światem jest czymś iluzorycznym. Nasze małe „ja” jest produktem tej granicy i podstawową przyczyna naszego cierpienia.