Smith. Czarno ubrany, kwadratowo ciosany, biała koszula, krawat. Ciemne okulary.
Jakby miał nie widzieć, poza tym co ma do zrobienia, nic.
Jeden ma cel. Przejąć kogo trzeba, do własnych celów, wtedy kiedy to potrzebne, bez negocjacji, by na koniec mieć armię klonów, a jak ktoś nie potrzebny, to można porzucić to, co z niego zostało. Chodzi o energię.
Jeśli założyć, że jestem kimś wewnątrz mnie, kto ma swoje pragnienia, potrzeby, uczucia, możliwości i jakiś wyższy cel, to wydaje się normalne bym miał iść swoją drogą… Nazwijmy tą część mnie JA.
Kiedy się rodzę nieświadomy żadnego mojego ja, jestem uczony, dla mojego dobra, układany do potrzeb innych (rodzice, rodzina, starsi, sąsiedzi, koledzy, przyjaciele, bliscy, współpracownicy, plemię, społeczność, grupa, społeczeństwo ,szkoły, uczelnie, urzędy, ceremonie, oczekiwania, rytuały, wzorce, role, telewizja, stereotypy, kultura, państwo, rząd, prawo, przepisy). Wiele bodźców z różnych zewnątrz dociera i oddziałuje kształtująco na tę jakże delikatną materię ja. W ten sposób wytwarza się ja, będące pochodną mnie, ale jeszcze bardziej będące wytworem tego, co przychodzi z zewnątrz. Zaprogramowane, ułożone, utożsamiające się z oprogramowaniem, które dostało.
Jeśli świat (kultura, społeczeństwo, ludzie, instytucje) jest zaprogramowany na kształtowanie mnie jako jednostki dostosowanej ( za brak dostosowania kara), to w pakiecie jego stosunek do mnie jest przedmiotowy. Jestem kim mam być i dobrze pilnuje by tak było. Osacza bodźcami. Fascynuje, warunkuje i uzależnia tym, co przyjemne. Uczy jednej drogi. Jest niewrażliwy na mnie, jest wrażliwy na siebie. Nie ma przestrzeni na mój potencjał. Chyba, że mieściłby się on w przestrzeni jego oczekiwań (cywilizacji, społeczeństwa, bliskich, ram, Smitha). O ile w mojej wrażliwości i delikatności zauważyłbym się i chciałbym odkrywać siebie – będzie kłopot. Będę przejęty, zmieniony, uczony, układany* .
O ile mam tu jakieś zadanie do wykonania na tej Ziemi, jest ono zapisane we Mnie. Jeśli ktoś w to wierzy, zna tę myśl, zna to uczucie. To źródło, które zna zapis, często nie chce być widziane przez tego mnie-ja. Bo ja mam pasować. A źródło chce tego, po co przyszło. Na pewno chce się uczyć, często ma do odrobienia lekcje, często ma do załatwienia sprawy zanim pójdzie dalej, może też mieć misję, może też mieć np. odpoczynek, nagrodę. Lista jest nieskończona. Jakkolwiek długa by nie była, rzecz w tym, że ja idzie w szeregu po głaski, szybkie przyjemności, akceptację, wielkość, dokonania albo w krzaki (na cokolwiek jest zaprogramowane). Zatrzymuje Ja.
Są więc w konflikcie. Małe ja może odczuwać, że wciąż mu czegoś brakuje, coś niejasnego wzywa, o coś jeszcze chodzi. Wokół pojawiają się zaproszenia, informacje, synchroniczności, wskazówki dla dużego Ja. Na nic to o ile małe ja, które operuje całością tu, pod różnymi szyldami wdrukowanymi w procesie uczenia odpychając te wskazówki jako nieracjonalne.
Agent Smith ma tysiące avatarów. Nauka, uczelnia, eksperci, media jako ci, co wiedzą i trąbią. Musisz wiedzieć, umieć, być jakiś – bo cię odrzucą inni ludzie. Bo nie dostaniesz tego, po co tu masz pracować (na nas). Propaganda sukcesu, goniona pieniędzmi, przykładem innych, wkładana od małego do głowy nie zostawia czasu na nic innego niż samorealizację, przepraszam jejrealizację. Informacja. In – do wewnątrz, formacja, formująca natura (informacji). Kiedy rodzi się Ja, wchodzi pomiędzy avatarów i dostaje informacje. Wnikają, napełniają formują je, integrują się z nim, aż do pełnej identyfikacji. Nieliczni spotykają na swojej drodze Morfeuszy. Rzadko pojawia się w jednostce tyle siły skierowanej na samoświadomość i ciekawej tego o co naprawdę chodzi, by wydostać się poza ja. By wyjąć wtyczkę, zaryzykować bycie bezbronnym przeciw systemowi, który pomaga.
Oczywiście, wszyscy się rozwijają. Natura Ja jest stała, nieustępliwa i pewna tego czego chce. Jung nazwał to indywiduacją. Ma ona swoje fazy. W skrócie od zamknięcia do wydostania się. O ile starczy CI siły.
Agenci mają tu szczególne sposoby wikłania energii Ja i ja. Dawanie nadziei na kredyt, dawanie obiecanek za nagrody w przyszłości, zmuszanie do zachowań angażujących pod groźbą urzędową, społeczną albo zdrowotną… Okazuje się po latach, że biegłem wieloma nie tymi ścieżkami, do nie moich celów, na nie moje sposoby. Bo nie znałem siebie. Nie widziałem tego jeszcze kogoś w głębi. W początkowej bezbronności i naiwności utkwiłem w wierze, że o mnie dbają. Nie. Dbają o siebie. A to, co wokół mnie, ufa im też. Jak ja. Tak bardzo i nadal, że się z tym utożsamia nie wiedząc, że też nie jest sobą.
Znajdź się. Stań za tym kim jesteś. Sprawdź tę opcję. Energia wraca do Ciebie. To moc kreacji.
*Nie nawołuję do pomijania norm wspierających życie i miłość, nie wskazuję ścieżki anarchii ani chaosu.