No niby wszyscy kochamy przyrodę. Chyba nikt o zdrowych zmysłach nie będzie twierdził, że nie lubi bądź nienawidzi ziemi, powietrza, wody, roślin i zwierząt. A jednak, jak przychodzi co do czego, wielu z nas skłonnych jest poświęcić te wartości w imię wygody, pieniędzy lub innych doraźnych i egoistycznych interesów. Dlaczego tak jest i może - ważniejsze, co może to zmienić? Nasze działania w świecie, w tym nasza toksyczna relacja z naturą bardzo przypomina funkcjonowanie osoby uzależnionej np. od alkoholu. Alkoholik też w głębi swojego serca (tak jak chyba każdy człowiek) pragnie szczęśliwej i zdrowej rodziny, świata, w którym może czuć się dobrze oraz zdrowego czyli opartego na zaufaniu i poczuciu własnej wartości stosunku do samego siebie. Na najgłębszym poziomie wszyscy chyba pragniemy tego samego. Również nasze głębokie intencje dotyczące przyrody są dobre i zdrowe. Tak czy owak za bardzo nam nie wychodzi, jako też i alkoholikowi. Bo nie o intencje tutaj idzie. Tak jak alkoholik jesteśmy chorzy . Objawia się to tym, że wydaje się nam, że potrzebujemy czegoś, bez czego możemy się spokojnie obyć. Zabiegając o to, niszczymy świat i siebie. Otaczanie się przedmiotami, pogoń za pieniędzmi, pokładanie nadmiernych nadziei w technologii, przymus kontrolowania naturalnych procesów, są dla nas tym samym czym alkohol dla alkoholika. To nasze uzależnienie od dobrobytu, konsumpcji i kontroli pozwala nam nie konfrontować się z rzeczywistością, która wydaje się dla nas przerażająca, groźna i nieprzewidywalna. Alkohol daje złudne poczucie omnipotencji. My wykorzystujemy do tego technologie, dzięki którym czujemy się wyjątkowi i lepsi, mogący wywierać wpływ na rzeczywistość. Uzależnienie od technologii obnaża jednak nasze poczucie bezradności, słabości i zagubienia w świecie. Próbujemy też podobnie jak alkoholik wypełnić gadżetami wewnętrzną pustkę, która rodzi się z nieumiejętności nawiązania głębokiej relacji z ludźmi, ze światem i absolutem. Najważniejsze jednak jest to, że wydaje się nam, że wszystko jest w porządku. Alkoholik też nigdy nie przyzna się, że ma problem. Próbuje pokazywać światu, ale może przede wszystkim sobie, że jest osobą zdrową i normalną. Psychologowie nazywają to systemem iluzji i zaprzeczeń. Krótko mówiąc alkoholika nie można przekonać, że jest chory. My również dokonujemy nieprawdopodobnych i karkołomnych myślowych piruetów, by utwierdzać się w złudnym przekonaniu, że wszystko jest OK. Podtrzymujemy swoje dobre samopoczucie kupując kolejny gadżet i wydaje się nam, że znamy lekarstwo na nasze bolączki, które ledwo przeczuwamy. To jednak tylko dodatkowo nas (i nie tylko nas) pogrąża. Mimo coraz wyraźniejszych sygnałów, że sytuacja, w jakiej jesteśmy prowadzi nas wprost do zagłady, nic sobie z tego nie robimy. Albo nie dopuszczamy do siebie tej świadomości albo tak interpretujemy informacje, że uspokojeni możemy pozwolić sobie na kolejną dawkę uzależniającego dobrobytu. Może dlatego taką niezwykłą rolę w naszym życiu odgrywa rozrywka i zabawa. Nie tyle jest to spontaniczna radość zabawy ile przymus robienia czegoś, co odsunie świadomość problemu. Funkcjonowanie alkoholika, jak wskazują specjaliści, oparte też jest na systemie dumy i kontroli. Alkoholik wierzy, że świat jest u jego stóp. Takiej osobie bardzo trudno się poddać i podporządkować wymogom sytuacji . Zwykle alkoholik oskarża i obarcza odpowiedzialnością wszystko i wszystkich, byle nie siebie, za to, co nie dzieje się zgodnie z jego planami. A do planów tych podchodzi perfekcjonistycznie nie tolerując żadnego odstępstwa. Czyż podobnie nie jest z nami? Nasza arogancja w podejściu do przyrody, z przekonaniem, że my ludzie wiemy najlepiej oraz że świat powinien być taki, jak go wymyślimy, pokazuje, jak bardzo jesteśmy przywiązani do własnej dumy i kontroli. Wszystko ma być tak, jak sami zaplanujemy. Musimy kontrolować naturalne procesy, bo wydaje się nam, że gdybyśmy tego nie robili, to nasz świat pewnie by się rozpadł . Nałogowo (w oparciu o przymus kontroli) regulujemy nasze relacje ze światem podobnie jak osoba uzależniona poprzez alkohol reguluje swoje emocje i relacje z innymi. Czy jest z tego jakieś wyjście? Pierwszym krokiem dla alkoholika jest przyznanie się przed sobą i innymi, że jest osobą chorą. Co ciekawe, skłania go do tego nie perswazja np. bliskich osób, czy przeczytanie mądrej książki o uzależnieniu, ale najczęściej jakieś dramatyczne wydarzenie określane mianem „osiągnięcia dna”. Krótko mówiąc alkoholik musi otrzeć się niemalże o śmierć, musi zostać przyparty do muru, do dna, by zobaczyć w przebłysku oczywistości, że jest chory. Przyznanie się do tego, jest jednocześnie zerwaniem iluzji, jest zejściem z piedestału dumy i kontroli. Co więc dla nas jest ratunkiem? Czym dla ludzkości będzie to dno, po osiągnięciu którego będziemy w stanie się przebudzić? Obserwując rozwój wydarzeń widać, że nieuchronnie zbliżamy się do tego dna i w tym sensie jest to najlepsza rzecz, jaką możemy sobie zafundować. Może potem będziemy mogli powiedzieć z głębi serca: tak, jestem osobą chorą, nie jestem w stanie sam się z tym uporać. Jedyne co mogę zrobić to poddać się z pokorą i zaufaniem sile wyższej. Niech ona mnie prowadzi mądrością przekraczającą mój uzależniony umysł. Ta Siła Wyższa już od kilku miliardów lat na tej planecie manifestuje się w tym, co jest. I ciągle do nas mówi. Tylko, że my nie słuchamy pijani własnym światem.
Tekst pochodzi z książki „Odkrywanie natury” - dostępnej jako pdf tutaj
Ta publikacja może Ci pomóc w osobistej praktyce głębokiej ekologii, jako że pokazuje jedno z podstawowych narzędzi głębokoekologicznego wglądu – GŁĘBOKIE PYTANIA...