Siedzę na zboczu góry. To wzniesienie z kamiennym kręgiem na szczycie i miejscem na ogień ma swą szczególną moc i znaczenie. Nasuwa skojarzenia z niemal archetypowym miejscem sakralnego ognia niczym pradawne świątynie przywołujące boską obecność lub Olimp – dom dawnych bogów.
Z drugiej strony – jest trochę jak obronne grodzisko – kopiec, z którego szczytu roztacza się widok na pobliskie wsie. Na dole Dom otoczony z drugiej strony ścianą ciemnego lasu niczym ciepłą kołdrą. Na górze ogień rozświetla okolice, skąd jak strażnik ogarniam wzrokiem włości i okoliczne domostwa. Widząca, ale niewidziana.
Siedzę na zboczu i patrzę na zachód słońca. Góra, z której obserwuję panoramę jest sama w sobie nośnikiem tej szczególnej energii Zachodu. Wyznacza zachodni kierunek, jest punktem obserwacji z dystansu, dając szerszy obraz. Skłania do refleksji, poszukiwań sensu, potrzeby domknięcia i podsumowania. Idealne miejsce, by zakończyć dzień.
Doświadczam tu emocji związanych z kresem: melancholii i żalu, ale też nadziei i radosnego spokoju. Z tej szerokiej przestrzeni okalającej Górę wyłania się z wolna docierająca do mnie świadomość granic. Mój umysł znajduje w niej ukojenie, uspokaja się i zatrzymuje po chwilach miotania się.
Granice. Tutaj – wśród pól i łąk mazurskiej wsi są one istotne i uczą mnie samej siebie. Ten bezkres krajobrazu dzieli się bowiem na poszczególne partycje, działki oddzielone od siebie wzajem metalowymi linkami. Wyraźne granice. Granice, które jasno pokazują: „To moje, to twoje”. Tutaj ludzie żyją blisko siebie, rozmawiają i współpracują, a łączące ich więzi są bardzo odmienne od miejskiej anonimowości. Krowy przemierzają łąki z sobie tylko znaną, ale bardzo konsekwentną strategią, a ich opiekunowie pozwalają im przemieszczać się pomiędzy poszczególnymi działkami. Granice można przekraczać, przemieszczać się z łatwością pomiędzy nimi, są półprzepuszczalne. Lecz jeśli nie zachowam uważności lekkie uderzenie prądu sprowadzi mnie na ziemię i dobitnie przypomni o tym, gdzie są granice w moim życiu. I o tym, jak mi czasem trudno wyraźnie zobaczyć i pokazać innym: „To ja, to ty; to moje, to twoje. Tu moje zadanie, moja odpowiedzialność, tu twoja. Na to się zgadzam, na to nie. To moje prawo, to twoje. A oba równie ważne.”
Gdy obserwuję prostotę tego wiejskiego życia z prostymi zasadami ucieleśnionymi w metalowej lince rozpostartej pomiędzy polami uświadamiam sobie jak czasem trudno stawiać granice na tyle wyraźne, by były dla mnie i dla innych widoczne, a zarazem na tyle elastyczne, by nie odgradzać się zasiekami przed życiem.
Jak to robić?
* Tekst jest zapisem refleksji po warsztacie Z nurtem życia, 12-15.08; Gajrowskie.
Zapraszam również na warsztat: Z nurtem życia II edycja.