LifeFree.pl

Jak wyjść z uzależnienia?

Wiele osób jeszcze z dzieciństwa pamięta imprezy rodziców i szok, jakiego doznawali patrząc, jak z normalnych, uśmiechniętych i wesołych ludzi po paru głębszych dorośli stawali się zwierzętami albo w ogóle warzywami.
Jak wyjść z uzależnienia?
Jak wyjść z uzależnienia?

Wiele osób jeszcze z dzieciństwa pamięta imprezy rodziców i szok, jakiego doznawali patrząc, jak z normalnych, uśmiechniętych i wesołych ludzi po paru głębszych dorośli stawali się zwierzętami albo w ogóle warzywami. Jak ich wzrok stawał się mętny, ciało się rozluźniało, jak znikały wszystkie blokady, w zachowaniu, w słowach.

Wielu z nas bardzo bało się pijanych dorosłych i z całych sił obiecywało sobie wtedy: ja taka/taki nie będę!

Skąd u dzieci taka niechęć/strach względem pijanych osób? Okazuje się, że pod względem energetycznym alkohol niesie informację o śmierci i gdy jako dzieci widzieliśmy pijanych rodziców, podświadomie odbieraliśmy informacje o tym, że oni odeszli, ich nie ma.

Pozostawieni sami sobie, próbowaliśmy jakoś przystosować się do tej sytuacji.

Zwykle wtedy „braliśmy się w garść”, doroślejąc za szybko. Uczyliśmy się, że skoro jesteśmy pozostawieni  sami sobie, nie możemy pozwolić sobie na słabość, na rozluźnienie, na odpoczynek, bo trzeba być wciąż w gotowości.

Bo rodziców nie ma, nie ma opieki, nie ma spokoju, nie można się zrelaksować.

I patrzyliśmy jak pijani dorośli marszczą twarze, jak alkohol im nie smakuje, ale mimo to wlewają go w siebie, i z każdym kieliszkiem są śmielsi.

Patrzyliśmy też, że alkohol jest obecny zawsze i wszędzie. Towarzyszy tak ważnym chwilom, jak narodziny, śmierć, wesele, święta. Kiedy napełniać i dzielić się powinniśmy miłością i radością, nasi bliscy zapraszają na stół butelkę zawierającą energię śmierci i degradacji.

I zaczęliśmy uważać to za całkowicie normalne.

W czasach studenckich alkohol towarzyszył nam już prawie nieustannie, tak silny jest przekaz społeczny o tym, że to zwyczajne, wręcz pożądane, bo „trzeba się wyszaleć”. Jednak to właśnie wtedy najwięcej osób popada w uzależnienie.

Piliśmy z nudów, dla rozrywki, aby odpocząć, aby się odstresować po ciężkim egzaminie.

Niszczyliśmy swoje zdrowie wtedy, gdy było ono w rozkwicie, wtedy, gdy nasze ciała miały najlepsze warunki, by przekazać życie dalej. Ale znów, nacisk społeczny: „teraz nie ma czasu na rodzinę i dzieci, teraz szalejemy”. A w tym szaleństwie alkohol był nieodłącznym „przyjacielem”.

Pozwalał się zrelaksować, łatwiej było dzięki niemu tańczyć, zagadać na imprezie, powygłupiać się. Alkohol kojarzył się z prawdziwym życiem, pełnym jaskrawych kolorów, przyjemności i luzu.

A przecież każdy chce, by jego życie było ciekawe i kolorowe.

Z czasem niektórzy uświadamiali sobie, że to w istocie iluzja. Że tańczy się równie fajnie bez paru głębszych. Że alkohol zabiera życie, a nie je ubarwia. Niektórzy, by sobie uświadomić tę prawdę, potrzebowali stracić kogoś bliskiego, inni – zachorować. Jeszcze innym pomogło w tej decyzji smutne doświadczenie najbliższych osób.

Ci nieliczni zaczęli kopać głębiej, czując, że zarówno alkoholizm własny, jak i naszych najbliższych krewnych i znajomych to nie jest przypadek.

Uzależnienie to zawsze informacja dla nas samych i o nas samych. O wyzwaniach i lekcjach do odrobienia nie tylko dla nas, ale i dla całego rodu.

Arina Nikitina mówi, że alkoholizm jest chorobą duchową, która związana jest z powtarzającymi się negatywnymi scenariuszami rodowymi.

Jeśli jakiś talent rodowy jest nie rozwijany i negatywne emocje zaczynają dominować i powtarza się to przez 9 pokoleń, to w 10-tym pokoleniu rodzi się człowiek, który wybiera lekcję i przeznaczenie stać się nauczycielem dla pozostałych w rodzie. Jak to się objawia?

Pijący mężczyźni przychodzą do tych rodzin, w których kobiety nie umieją iść ZA mężem.

Czyli nie umieją wejść w stan podporządkowania, nie umieją oddać mężczyźnie odpowiedzialności, także za jego własne życie. Przyjmują mężczyznę tylko takim, jakim on MOŻE być, a nie takim, jaki on JEST.

W takich warunkach mężczyzna nie zmieni się nigdy.

Jeśli kilka pokoleń powtarza się sytuacja, że kobiety nie umieją iść za mężczyznami, doprowadza to do blokady czakry gardła w rodzie. A zamknięcie czakry gardła doprowadza do przyjścia alkoholizmu. Wtedy gardło będzie zalewane napojami alkoholowymi, żeby chociaż „zabulgotać”. Alkoholik mówi prawdę i wyraża to, co czuje tylko po alkoholu. Nie powie jej prawdy na trzeźwo.

Bo na trzeźwo jest „zatykany” silną babą, która nie ma gdzie podziać swojej siły.

A co jeśli kobiety piją? Pokazuje to na słabość ducha w żeńskim wariancie. Jeśli męska siła ducha przejawia się w socjalizacji, i polowaniu na coraz to większe i groźniejsze mamuty, to żeńska siła ducha przejawia się tylko w jednym – to umiejętność przyjmowania miłości i nie mylenie miłości  z litością.

Jeśli kobiety przez wiele pokoleń kochały w taki sposób, że użalały się nad sobą, litowały, oddawały całe swoje życie i energię mężczyźnie, uciekając w relacje po to, by się nie zajmować sobą, doprowadza to do ich alkoholizmu.  

Jak uwolnić się z uzależnienia?

Trzeba zebrać informację i zapisać, jakimi talentami i darami władali nasi przodkowie i do czego ciągnie również nas. I zająć się  tym choćby jako hobby. Ale jeszcze lepiej, jak człowiek w tym rzemiośle osiągnie jakieś sukcesy. 

Doprowadzi tę sztukę do jakiegoś nowego poziomu. To jest czyn oczyszczający karmę rodu.

Ponieważ alkoholizm jest przekleństwem całego rodu, trzeba odnowić więzi z tymi krewnymi, którzy jeszcze żyją. I razem coś robić: zloty rodzinne, imprezy, wypady do lasu.  Wszystko jedno co, byle razem, i żeby było kilka pokoleń.

Kolejnym krokiem do uzdrowienia rodu jest proszenie o pomoc tych w rodzie, którzy cierpią na daną duchową chorobę.

Nie pomagać im, a prosić ich o pomoc.

Dać im miejsce w swoim świecie. Bo to są ludzie, którzy stracili swoją duchową drogę, swoje przeznaczenie. Nie wiedzą, w co mają swoje siły włożyć, a energii mają dużo. Po prostu to wszystko w kibel spuszczają. Wybierają więc taką drogę i sami muszą z niej zejść i wkroczyć na inną ścieżkę. To ich droga rozwoju.

A my możemy im pomóc tylko w ten sposób, by zająć się sobą samymi, pojąć, jaka to dla nas lekcja, i znaleźć sposób na to, by to ONI mogli nas uszczęśliwić.

Zwracajmy się ku temu, co najlepsze w człowieku, a straci on potrzebę chorowania. Dlatego, że otrzyma część swojego przeznaczenia.

Znajdźmy cokolwiek, co sprawi, że oni będą mieli cel, a my korzyść i radość z tego. I szczerze im dziękujmy za okazaną pomoc.

Ale również i ród musi się zmienić jako całość.Dlatego aby człowiek zrezygnował z alkoholu lub narkotyków czy hazardu (komputera) krewni nie mogą temu pobłażać. Duchowe choroby to przecież słabość ducha. Jeśli temu przytakujemy, jeszcze większą słabość powodujemy.

Trzeba umieć powiedzieć „nie” i uczyć się budować uczciwe relacje.

A jeśli ludzie pobłażają alkoholikom i sami zaczynają odczuwać negatywne emocje, to tej choroby duchowej będzie coraz więcej w rodzie. Ona nie zniknie. Nawet jak kobieta się rozwiedzie z mężem alkoholikiem. To nawet jak wyjdzie za maż za niepijącego, to on i tak się spije.

Ponieważ lekcja nie została odrobiona.

Ciężko się uwolnić od stereotypów i przyzwyczajeń, które stworzono dawno przed naszym urodzeniem i przez wiele lat wzmacniano i rozwijano.

Nawet kiedy już nie pijemy w ogóle, z uśmiechem przyjmujemy kolejną butelkę podarowaną w prezencie, kupujemy koniaczek z wdzięczności za pomoc, stawiamy wódeczkę na świątecznym stole, wymyślamy kolejne usprawiedliwienia swojej abstynencji. Nie chcemy urazić tych którzy piją, nie chcemy stawiać się wyżej, kogoś pouczać czy naprawiać. 

Jak żyć bez alkoholu? Dorosnąć.

Dorosnąć na tyle, by umieć powiedzieć prawdę: nie piję, bo nie chcę. Przestać się tłumaczyć, wyjaśniać, wymyślać powody niepicia, by tylko nie wydać się „nienormalnym”. Dorosnąć na tyle, by się nie bać: że ktoś nie będzie chciał z nami spędzać czasu, że stracimy znajomych, przyjaciół, że ktoś nas wyśmieje.

To tak naprawdę bardzo piękny proces.

Bo pokazuje jak na dłoni, dla kogo jesteśmy ważni tak naprawdę, a kto znajomością z nami zapełnia swoją dziurę emocjonalną. I kiedy wybieramy inną drogę, niektórzy się odwrócą i odejdą. A do nas wróci nasza energia, w naszym życiu zrobi się miejsce na prawdziwe przyjaźnie, zdrowe i karmiące relacje.

I w tym momencie zrozumiemy, jak bardzo dawaliśmy się okłamywać.

Nie rodzicom, czy przyjaciołom, ale samemu systemowi, który wyjaśnia dzieciom, że alkohol jest dobry, ale tylko dla dorosłych, że nie każdy alkohol jest dobry, tyko ten drogi i dobrej jakości, że alkohol w umiarkowanej dawce działa leczniczo.

Systemowi, który nie daje w istocie wyboru. Nie myślimy, jaka trucizna dostaje się do naszego ciała i jakie będą tego konsekwencje. Gdy zaczynamy żyć bez alkoholu, najpierw może być trudno z powodu tej właśnie pustki – gdy tamci już odeszli, a nie przyszli nowi.

I my sami nie żyjemy już po staremu, a po nowemu do końca jeszcze nie wiemy, jak.

Ale stopniowo przychodzi to niesamowite uczucie wolności. Kiedy możemy przeżywać wszystko bez dopingu – i radość, i ból. Kiedy możemy się zwierzać, płakać i śmiać bez uprzedniego zalania się.

Kiedy możemy kontrolować swoje ciało i emocje w każdej chwili i nie jest nam wstyd oglądać zdjęcia czy filmy po imprezach i patrzeć w oczy swoim dzieciom.

Kiedy rozumiemy, że nasze dzieci nie będą musiały przeżywać i widzieć tego, co widzieliśmy my.

Ale najważniejsze jest uświadomienie sobie, że ludzie piją, bo w głębi duszy bardzo pragną Boga, pragną zobaczyć i poczuć boską iskrę w sobie. Swoją prawdziwą śmiałość, radość, odwagę.

To ogromne pragnienie duszy, by wrócić do Boga i pokochać siebie.

I dopiero, kiedy przestajemy osądzać pijących, przestajemy wymagać od nich zmiany i widzieć w nich zło, lecz zaczynamy dostrzegać dążenie do Boga, tylko wtedy może przyjść uzdrowienie.

Świadomość tego nie ma służyć usprawiedliwianiu nikogo, świadomość tego pomaga przyjąć świat takim, jaki jest.

I to, że jedyne, co mamy zrobić, to zacząć od siebie samych. Nie wymagać od państwa, by zabroniła spożycia alkoholu. Nie wymagać od żony/męża, by się nawrócił.

Nawrócić się samemu. Zająć się sobą. Odpuścić. I wtedy wydarzają się cuda.

Osobiste doświadczenia związane z uzdrowieniem z choroby alkoholowej w mojej rodzinie pozwalają mi z pełną odpowiedzialnością potwierdzić, że praca z rodem, modlitwa i szczere pragnienie serca prowadzą do pełnego wyleczenia.

Jeśli poczujesz w sobie pragnienie i gotowość zmian, zapraszam serdecznie na kurs pracy z rodem.

Źródło: słowiańska.pl

Ludzie

Anna Wrzecińska

Anna Wrzesińska

Terapeuta
Z wykształcenia filolog i psycholog, autorka książek i kursów online, instruktorka gimnastyki słowiańskiej.

Komentarze

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treścia zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwe lub naruszające zasady współżycia społecznego.

Warto przeczytać

Holistyczne Szkice Trenerskie: O trzymaniu grupy

Holistyczne Szkice Trenerskie: O trzymaniu grupy

Rozwój
czwartek, 14 września 2023, 08:03
Co to znaczy trzymać grupę? Trzymać pole, trzymać krąg. Po czym poznać, że ktoś trzyma, że grupa jest trzymana… Z czym kojarzysz trzymanie? Jakie są sposoby trzymania? Kiedy pytam sam siebie, wydaje mi się, że to trzymanie to prowadzenie...
Holistyczne Szkice Trenerskie: Czarny łabędź

Holistyczne Szkice Trenerskie: Czarny łabędź

Rozwój
czwartek, 27 lipca 2023, 11:37
Łabędzie są białe. Kropka. Z daleka rozpoznajesz łabędzia. W locie, czy na wodzie. Łabędź to łabędź. A czarny jest tak rzadki, że trudno uwierzyć w jego istnienie…

Zobacz również