Swego czasu spotkałem się z taką oto mądrością życiową: „zawsze lepiej gdzieś dojechać niż dojść”. Wydaje się, że chyba wszyscy wzięliśmy to sobie głęboko do serca. Chodzenie zdecydowanie wy-chodzi z mody, staje się synonimem zacofania, niskiego statusu społecznego lub jakiegoś bezsensownego oszołomstwa. Bo też chodzenie jest zupełnie niepraktyczne. Wprawdzie mówi się, że świat się skurczył, ale jednocześnie dystans, jaki mamy do pokonania codziennie znacznie się wydłużył. Odległość od pracy czy szkoły, zakupy, które robimy w wielkich centrach handlowych na peryferiach miast, wakacje, które spędzamy w odległych zakątkach i wreszcie wszechobecny pośpiech, to wszystko nie sprzyja chodzeniu, za to sprzyja jeżdżeniu. Najlepiej oczywiście samochodem, dającym szczególne poczucie wolności i niezależności.
Do tego wszystkiego chodzenie jest takie męczące i monotonne. Żeby chodzić, trzeba się poruszać, wydatkować energię, a my najchętniej byśmy siedzieli i w tej siedzącej bezwysiłkowości osiągali swoje cele. Tak oto symbolem naszej cywilizacji stało się krzesło, z którym to przedmiotem łączy nas bodaj najbardziej intymny związek, poprzez tę jakże szczególną część naszego ciała. (Ach, gdyby tak te krzesła potrafiły mówić...)
No więc siedzimy albo, co gorsza siedzimy jeżdżąc i w ten oto sposób chodzenie stopniowo staje się wymierającą sztuką, którą praktykujemy coraz rzadziej.
A szkoda. Bo chodzenie zawiera wyłącznie składniki naturalne. Jest wolne od samochodów, płaskich jak stół dróg (choć to nie u nas), nie produkuje hałasu oraz innych zanieczyszczeń. Żeby chodzić, nie trzeba żadnych pozwoleń i licencji; chodzenie jest jedną z tych umiejętności, których uczymy się bardzo wcześnie i mamy ją niemal we krwi. Chodzenie jest tanie, nie wymaga zakupu biletów, tankowania lub posiadania wyrafinowanego sprzętu (no może tylko butów, ale i one w pewnych sytuacjach mogą być zbędne). Chodzenie jest dostępne dla wszystkich: i biednych i bogatych, i grubych i chudych, i dzieci i dorosłych. Chodzić każdy może!
Ale przede wszystkim chodzenie sprowadza nas do najbardziej odpowiedniej dla nas skali życiowej. Świat człowieka chodzącego zawiera się w promieniu kilku kilometrów. I prawdopodobnie w promieniu tych kilku kilometrów w stanie naturalnym jest wszystko to, co niezbędne do naszego życia. Nasi dalecy przodkowie właśnie w ten sposób przeżywali swoje życie. Oczywiście od czasu do czasu migrowali też, ale zwykle robili to chodząc właśnie.
Przestrzeń wyznaczona możliwościami naszych nóg dawała nam okazję by otaczający nas świat doświadczany był lokalnie. W takim świecie naturalną wspólnotą była mała grupa, plemię, które dzieliło owo przestrzeń razem z innymi formami życia.
Dopóki chodziliśmy, cała ta przestrzeń była bezpośrednio dostępna, ponieważ nasze nogi razem z funkcją chodzenia świetnie radzą sobie w zróżnicowanym terenie: potrafimy się wspinać, podskakiwać, przekraczać. Problemy zaczęły się, gdy wymyślono koło, które na pierwszy rzut oka jest zupełnie niepraktyczne. Zauważcie, że natura nie obdarzyła takim wynalazkiem żadnego organizmu lądowego. Prawie wszyscy mamy nogi – nikt koła. Kto przeżyłby z kołem? Ale człowiek jest istotą twórczą i wymyślając koło skazał się jednocześnie na konieczność przystosowania środowiska do swojego wynalazku. Stąd sieć dróg, a dalej autostrad, po których można poruszać się kołowo.