Stąd tak ważny jest proces holistycznej integracji samego opiekuna, w myśl zasady, że „nie można kogoś doprowadzić do miejsca, w którym się samemu nie jest”. Czasem miewam fantazje, że to właśnie tutaj, od dzieci, trzeba zacząć, że jest to najbardziej optymalna, najbardziej chłonna przestrzeń do holistycznej edukacji. One, te małe, są jeszcze „czyste” i doskonale wrażliwe, z drugiej chłoną jak gąbka wszystko co widzą i doświadczają, rolą opiekana byłoby więc nie nadawanie rzeczywistości „dualistycznych interpretacji”, a sprowadzanie jej do faktów i uczuć danej chwili. Trudne, ale wystarczająco możliwe.
Holistyczne podejście, pozwala mi „widzieć” i „czuć” to, co jest pod spodem w pracy z grupą, lepiej rozumieć, przyjmować i podążać za tym co przychodzi i widzieć w tym właśnie to, co ma się dziać. Niejako „odpada” cały dualizm świata (lepszy – gorszy; dobry – zły), i pożądanie – dążenie, dając miejsce temu, co jest: akceptacji, wolności i miłości. Obserwacja mądrości płynącej z ciała, emocji, intuicji owocuje głębokim spokojem i radością. Życie i działanie przestaje być wysiłkiem, a staje się „festiwalem Światła”, w którym z ciekawością ogląda się rzeczywistość taką, jaka jest, bo właśnie taka ma być. Jest zaufanie i szczęście. I jest ból; ból, który domaga się by go czuć... ale on już nie przeraża… przychodzi i odchodzi, stwarzając miejsce na inne.
W pracy z grupami podejście holistyczne przenosi się to także na swoistą efektywność i wewnętrzne zaangażowanie uczestników w temacie warsztatu. Ludzie mają głęboką tęsknotę, by „być widziani i usłyszani” w Całości, nie tylko przez pryzmat tematu warsztatu czy uczestnika, paradoksalnie okrutnie się tego boją...
Fotografia na stronie głównej: filickr.com.