Nie chcemy GMO. Nie chcemy sztucznego kodu genetycznego w roślinach, w żywności, w nas…
Od niedawna jestem właścicielem działki ziemi i doświadczam tego jak wymagające jest żeby coś na niej wyrosło. Ile się trzeba napracować by mieć jakiś plon. Jak bardzo natura chce tak jak chce. A nie tak jak ja chcę.
Nasiona… Okazuje się, że są całkiem spore grupy ludzi, które spotykają się by się wymieniać starymi odmianami roślin. A właściwie ich nasionami. To się dzieje teraz. W dzisiejszych czasach. AD 2018. Gdyby Ci się wydawało, że dziwnie brzmi, nazywają się nasienną armią zbawienia. Poszukaj, znajdziesz ich czeluściach sieci.
Po co to robią? Inna grupa ludzi coraz głośniej mówi o tym, że prowadzone od dziesięcioleci modyfikacje roślin mające na celu przede wszystkim zwiększenie plonów, nie służy naszemu zdrowiu na dłuższą metę. To co zachwyca rolnika, hodowcę, sprzedającego owoce, warzywa, zboża itd., niestety niekoniecznie przekłada się na dobro nasze, zależnych od nich zjadaczy. Za to bez wątpienia generuje więcej „towaru” do sprzedaży i więcej… zysku. A on przecież w dzisiejszych czasach zarządzania światem przez pryzmat pieniądza liczy się najbardziej, żeby nie powiedzieć jedynie. Jak to powiedział mój mechanik pokazując mi plastikową część, zamiennik metalowej: światem rządzą księgowi.
Ale tu ma być o pracy z grupami . Do rzeczy.
Trener stając przed grupą jest osobą, która może mieć wielki wpływ na życie uczestników. Może wprawić ich w zachwyt, może pokazać ścieżkę dostępu do tego czego szukają, może rozdawać prezenty, głaski, może poprawiać, może pokazać coś od siebie, może przywołać autorytety, może nauczać a może stwarzać okazję do uczenia się od siebie uczestników. Może zostawić trwały ślad, albo chwilowy. Może zainspirować, a może odebrać inspirację. Trener jakiś. Dobry trener części tego, czego w poprzednim zdaniu się wystrzega.
Oddziaływanie prowadzącego przebiega zawsze na kilku poziomach. Pierwszy ten najbardziej widoczny i z reguły najbardziej wyczekiwany przez uczestników to jest przekaz wiedzy. To dzielenie się doświadczeniem, przykłady, prezentacje itp. Jednym słowem kierowanie się do uczestników z ekspresywnym przekazem w tym zakresie tematycznym, w którym uczestnik przyszedł pobierać. Na to uczestnicy czekają i tego chcą, zwłaszcza ci przesiąknięci tradycyjnym podawczym sposobem nauczania i takowego oczekujący. Jak klocki lego wypustki i otwory. Pasuje.
Inny, ciągle mniej chciany poziom to oddziaływanie przez aktywizację pracy grupy. Trenowanie umiejętności, zadnia, gry itp. Dobrze omówione, z uważnością na zachowania, motywacje, rezultaty wysiłków uczestników może czynić cuda. Ku zaskoczeniu uczestników. Zaskoczeni są zwłaszcza ci, którzy chcieli by prowadzący był ekspresywnym mówcą, błyskotliwym acz podawczym zachwycaczem. W tej wersji dla nich okazać się może, pod koniec warsztatu, że czas minął bardzo szybko, wiele się dowiedzieli, tylko, nie wiadomo jak to się stało. Bo prowadzący pytał, jakby sam nie wiedział, zmuszał do myślenia, robiliśmy ćwiczenia, była dobra energia, wymiana, kontakt, śmiech i powaga. I w tym niewiele wykładów, za to poczucie małego oświecenia w paru punktach. Intrygujące. Trochę jak drewniane łamigłówki do składania palcami a raczej intelektem.