Dlatego musimy ją teraz ustalić (czytaj powiem ci co ma być w której części warsztatu). Od zawsze mi świtało, że przecież kiedy już się ludziom coś obieca to później mają prawo tego wymagać. Z drugiej strony wiedziałem niemal od początku pracy z grupami, że jeśli coś, jakiś temat nas pochłonie, bo okaże się ważny, to trzymanie się agendy dla samej agendy jest barbarzyństwem.*
Zgadzam się z tym, że każda grupa uczestników szkolenia potrzebuje wiedzieć kiedy będzie wolna od konieczności przebywania na nim. Zgadzam się, że dla części uczestników warsztatów jest to kluczowe, żeby w ogóle złapać oddech w pierwszej godzinie bycia na sali z innymi ludźmi i tym… trenerem, co jeszcze nie wiadomo kim jest i dokąd zmierza. W tym sensie jestem za tym by podawać czas początku i czas końca warsztatu i orientacyjną porę przerw. Ale żeby szczegółową agendę?
Pamiętam z jakim wrażeniem obserwowałem moich nauczycieli pracy z grupą. Towarzyszył mi podziw, kiedy miałem wrażenie obejmowania przez nich tylu rzeczy na raz i to jakby bez wysiłku. Zauważałem, że początek i koniec pracy z grupą ma pewne powtarzalne właściwości. Z reguły zaczyna się od tego czego grupa potrzebuje i kończy się w chwili, kiedy napięcie związane z poszukiwaniem odpowiedzi/rozwiązania spada. Z reguły praca trwa tyle, ile trzeba. Najczęściej trwa mniej więcej tyle czasu ile było na to przewidziane. I nie jest to praca ze ścisłym planem. Pojawia się więc pytanie: Jak to się dzieje, że ktoś pracuje w sytuacji żywej, emocjonującej, niedookreślonej (bo przecież wielu uczestników jednocześnie wnosi różny materiał spontanicznie) i panuje nad tym wszystkim? A może wcale nie panuje, i dzieje się to jakoś inaczej. Za sprawą czegoś czego nie widać i nie słychać?
To pozornie magiczne trafianie w punkt, zaczynanie od tego co było potrzebne i kończenie kiedy jest na to czas, dziś widzę jako umiejętność pracy na procesie. To praca, w której uwaga prowadzącego jest skupiona na sygnałach płynących z grupy, a działanie jest mocno powiązane z nimi. Poprzez branie pod uwagę sygnałów i odpowiednie reakcje, interwencje, wnoszenie materiału merytorycznego, można zarówno uzyskiwać motywację do pracy, pobudzać kogoś do zmiany, osiągać cele w pracy z grupą jak i mieścić się w czasie. Jednak jest jeden warunek. Agenda nie może wyznaczać końca pracy ani momentu realizacji elementów merytorycznych w toku warsztatu. Tym co je wyznacza jest poczucie rozwiązania problemu, odpowiedzenia na pytania, związanie przekazu ze światem uczestnika, przepracowanie wątku merytorycznego w zadowalającym dla uczestników stopniu. I to „w zadowalającym stopniu” jest kluczowe. Z czasem, doświadczeniem, ilością przepracowanych godzin z grupami wyraźnie czuję w ciele towarzyszącą temu momentowi zmianę napięcia. Nagle jakby mniej mi się chce, mniej jest potrzeby działania, pomocy, słuchania czy czegokolwiek więcej. To sygnał, że wystarczy. Czas minął. Albo raczej: coś się na ten moment dopełniło.
Zdarza mi się, że zegar, poczucie obowiązku czy scenariusz podpowiada mi by działać już. I tu często obserwuję swoje wahanie. Dostrzegam już dziś, że to wahanie może oznaczać instynktowną potrzebę zrobienia czy uwzględnienia jeszcze czegoś, może być sygnałem, który przebija się do świadomości, by zadbać o to, czego ktoś jeszcze potrzebuje. Daję mu przestrzeń, niech się waha. Mówię głośno, że czuję, że jeszcze coś jest potrzebne. Najczęściej dzieje się wtedy coś ważnego. A czas przestaje być istotny.