Syndrom wypalonego rodzica? - Nieee, czegoś takiego to w sumie nie ma, nie istnieje. Wymówki.
Zwłaszcza w naszym kraju. W kraju Matki Polki, Męczennicy. No cóż, ale taką ojczyznę sobie moja dusza w inkarnacji na aktywność wybrała, więc coś w tym musi być. Trzeba działać. Nie ma zmiłuj.
No więc nie będę owijać w bawełnę, szkoda czasu.
Zdarza mi się, że mam centralnie dość. Zdarza mi się fantazjować o „magicznym znikaniu mojego dziecka”, o wystawieniu go na taras, ewentualnie w kapsułę i w kosmos…
(AAAA, Kasia! Jak tak możesz mówić? Ja mam dwójkę, trójkę i nie narzekam…).
Każdy w nas ma w sobie taki mały kawałek psychopatologii. Nie mówię o skrajnych przypadkach, ale o takim 1% psychola w każdym z nas. ( Kasia, lepiej zachowaj to dla siebie.)
I widzę coraz bardziej, że czasem warto przepuścić przez serce ten niechciany fragment, żeby wypuścić z siebie w bezpiecznych warunkach to, co produkuje w swoim przegrzaniu nadwyrężony umysł.
O wypaleniu zawodowym wiemy już dużo. Mamy jednostkę chorobową, już oficjalnie w rejestrze, w klasyfikacji chorób, to se możemy nawet L4 na legalu na to brać. Leki na to są, profilaktyka w firmach jakaś się pojawia, szkolenia, książki itp. Jakoś tak oficjalnie wolno nam mieć syndrom wypalenia w korpo i się do tego nawet przyznać. Bo już też powszechnie się przyjęło, że korpo to zło, hydra nienasycona i chce Cię wyssać i zjeść.
No ale Rodzina? Rodzicielstwo? Macierzyństwo? Tacierzyństwo? Obszar tabu. Masz wypalenie zawodowe? - Ojej, biedaku, rzuć tę robotę w pierony! Masz wypalenie rodzicielskie ? – Weź, jak Ty tak możesz mówić w ogóle? Przecież to Twoje dziecko...
W pierwszym przypadku masz współczucie i zrozumienie. W drugim – wypluj te słowa i nie jęcz.
To, że fantazjujesz o tym, że Twoje dziecko znika na moment z Twojego życia, choć na chwilę, nie oznacza od razu, że jesteś od razu „złą matką”. (Jak Ty Kasia w ogóle możesz pisać takie rzeczy?) Fala hejtu, czy czujecie też trochę ten klimat?
Może Cię to dopaść w pierwszym roku życia Twojego dziecka, ale i nie koniecznie. Może Cię też dopaść zanim latorośl pójdzie do szkoły. Nigdy nie wiesz. Bądź czujna/-y. Mnie dopadło akurat dopiero w zeszłym roku.
To teraz dla sprostowania i dla zbulwersowanych – kocham mojego syna. Jest darem z niebios. Czuję to i wiem. Jest dla nas, razem z mężem, naszym małym Mistrzem Yodą na co dzień.
A jednoczenie – se, se, se - tęsknię za tymi pięknymi bezdzietnymi czasami, jak to mawia moja przyjaciółka - jak to było „za panienki”.
Kazik śpiewał: „ Wyjechali na wakacje…” Taka wizja - wracasz z pracy i uprawiasz sex na stole w jadalni. Kuszące prawda? A kapsuła dryfuje sobie bezpiecznie w przestrzeni kosmicznej J
I ja go regularnie chcę wysyłać w kosmos, jak mi się przegrzewają styki. A miewam tam czasem ostre zwarcie. I jakby guzik AZ-5 rodem z elektrowni atomowej nawet nie pomaga…
Co robię? Szukam życzliwego ucha, ale rozważnie. Mam to szczęście, że mam w swoim zaufanym gronie osoby, którym mogę powiedzieć nawet to. Oj nawet tak bardzo zaryzykować i się odsłonić, żeby się przyznać, że jestem taaaaka nieidealna. Oczywiście tak, żeby młody nie usłyszał, bo on bierze wszystko na serio. Jak mu powiedziałam w żartach, że kupię sobie bilet do Meksyku w jedna stronę, to się centralnie zmartwił.
No więc obserwuję na sobie, że samo myślenie nie pomaga. Trzeba to po prostu powiedzieć na głos i przy świadkach. To trwa 30 sekund lub minutę i po sprawie. Więc mówię do przyjaciółki – Mam dość, chyba go wyślę na Marsa.
I wiecie co się dzieje? Przechodzi mi. Oczywiście nie chcę go oddać od razu do adopcji. Ale jakaś część mnie może trochę chciała i chciała być usłyszana.
Dopóki jest to niewypowiedziane, nie zadziewa się i się tam kisi. Jestem zatem bardziej za ekspresją niż tłumieniem. Ale w intymnych, zaufanych warunkach.
Jeśli takiej osoby nie masz, to szukaj. Papierek lakmusowy to Twoje odczucia z ciała i emocje. Jeśli na koniec swojego wywodu pojawi się komentarz w stylu: Jak tak możesz myśleć? - to wiedz, że Policja Myśli była fikcyjną strukturą u Orwella i z takim „słuchaczem” albo będziesz się kręcić nadal w kółko, w miejscu, we frustracji obłożonej poczuciem winy, albo wręcz Cię to wepchnie jeszcze bardziej w dół.
Ale nie chodzi o narzekanie, bo od tego gnije mózg. Wysyłaj w kosmos. Regularnie. I badaj dlaczego chcesz to zrobić. Szukaj pomocy, proś o nią. Mów otwarcie, że potrzebujesz wsparcia i potrzebujesz przestrzeni dla siebie. Nie ma w tym nic złego. Przyglądajmy się też temu uważnie, na co ta przestrzeń chce się pojawić. Relaks, a może adrenalina? Oddech i chwila dla siebie, a może zew, ku innym wyzwaniom?
W moim przypadku, gdy chodziło o czas „jak za panienki”, podrzut do babci na Mazury w czerwcu zdziałał cuda.
Kapsuła pendolino.
Myślałam, że go zjem.
Bóg zapłać za babcię na Mazurach.
Wypijmy za to.
Bogini Kali zjada noworodki.
I rodzi nowe.