Ludzie od zawsze opowiadają. Mózg homo sapiens jest zbudowany tak, że opowieści tworzą się niejako samoistnie, przemawiają do nas i nas kształtują. To, w jaki sposób samym sobie i innym opowiadamy samych siebie, służy nie tylko komunikacji. W istocie nie przekazujemy żadnej obiektywnej rzeczywistości, ale ją tworzymy. Tworzymy wspomnienia o sobie i tworzymy samych siebie.
To, co i jak o sobie mówimy, jakie myśli na własny temat pojawiają się w naszej głowie, buduje naszą tożsamość. A ona nieustannie się zmienia. Spontaniczne wspomnienia i fantazje – to, czym one są, jaki jest ich klimat emocjonalny – stanowi nasze "ja". Tu i teraz. Wielki udział w tym procesie ma nieświadomość, która manifestuje się właśnie pod postacią wspomnień, spontanicznych fantazji czy snów.
Świadome opowiadanie siebie – wykorzystujące te spontaniczne emanacje nieświadomości – jest tworzeniem siebie, jest rodzajem dialogu świadomości z nieświadomością, stanowiąc naturalny proces indywiduacji.
Przyglądanie się temu, w jaki sposób opowiadamy o sobie, a wpierw: jak o sobie myślimy, co przynoszą sny, wspomnienia czy też to, co nam się przydarza w świecie zewnętrznym, wszystko to pomaga świadomie budować swoją opowieść biograficzną. Snujemy ją dla innych, ale przede wszystkim, dla siebie samych, tworząc w ten sposób rdzeń własnej osobowości.
Snując opowieść o swoim życiu mogę również zobiektywizować siebie: swoje doświadczenia, wspomnienia i emocje. W ten sposób zyskuję dystans potrzebny, by na to, co opisuję spojrzeć z innej perspektywy. Z perspektywy czytelnika czy słuchacza. Proces taki w istocie ma w sobie pewien duchowy wymiar. Gdy opowiadam czy piszę o sobie, spoglądam na własne doświadczenia oczyma narratora. Gdy czytam spisaną przez siebie opowieść, patrzę na nią oczyma czytelnika. Zaczynam wówczas poszerzać swoje „ja”. Staję się zarazem bohaterem, narratorem i czytelnikiem własnej historii. Zatem kim właściwie jestem? Wyłącznie jednym z nich? Wszystkimi naraz? Nikim?
Dobra historia wymaga tego, by wyjść poza siebie-bohatera, siebie-czytelnika, a nawet siebie-narratora. Wyjść poza jeden punkt widzenia, by w końcu umieć utrzymać w umyśle kilka tych perspektyw jednocześnie. Tak zaawansowany proces tworzenia swej biograficznej opowieści pozwala ponadto oswajać emocje, dystansować się od małego i wąskiego wymiaru własnego „ja”. „Ja” skupionego na sobie, nieświadomego obecności czytelnika-świadka i narratora – budowniczego historii.
Jasne spostrzeganie różnic pomiędzy tymi odmiennymi punktami widzenia, daje możliwość żonglowania i bawienia się nimi. Jesteśmy niczym aktor, który wdziewa różne stroje, wcielając się w odmienne postacie. To uwalniające igranie z konwencją. To zabawa tożsamością.
Zobacz na: Akademia Jungowska.