Pełnia i obfitość nie są jednak niczym, co powinniśmy stworzyć czy w jakikolwiek sposób wyprodukować. Obfitość raczej nam się przydarza, znajduje nas niczym nurt melodii przepływający przez instrument. Jednocześnie jest obejmowaniem swoich zranień, lęków i poczucia samotności. Aby jednak otworzyć się na nią i w pełni wejść w jej strumień warto praktykować wdzięczność i współczucie wobec wszystkich istot oraz wyostrzać swoją uważność. Kroczenie tą ścieżką prowadzi nieuchronnie do gotowości na heroizm działania zgodnie z sobą i dzielenia się własną obfitością, nawet pomimo trudności, lęków i przeszkód, które przynosić będzie z pewnością życie. Gdy wychodzimy do świata w poczuciu pełni, nasze ograniczenia stają się bowiem wyzwaniami, a przeszkody szansami.
Doświadczenie pełni to świadomość, że poczucie osamotnienia, głębokiej przejmującej samotności, może zostać pomieszczone w twórczej i uzdrawiającej wizji, która wskazuje co jest moim przeznaczeniem. Moja osobista opowieść i droga, która wypływa z najgłębszego miejsca, w którym jestem pełna i całkowita, może zrodzić się jedynie z objęcia uważnością niepewności, lęku i poczucia biedy. Obfitość rodzi się w bólach mierności. Dogłębna samotność jest bowiem tak naprawdę przeczuciem i świadomością, że mojego życia nikt za mnie nie przeżyje. To przeczucie wsobności jest źródłem mojego przeznaczenia i mojej obfitości, bo jak mawiał J.P. Sartre: „Jesteśmy sami i nic nas nie usprawiedliwia”. Jestem fundamentalnie sama. Ale nie osamotniona.
Poczucie przynależności wymaga odczucia samotności, a poczucie spełnienia obejmuje sobą nieszczęście i wszelkie cierpienie. Prawdziwa odwaga wymaga strachu, a głęboka miłość ma w sobie pierwiastek nienawiści.
Tym w istocie jestem, jestem w pełni.
*Niniejszy tekst jest zapisem refleksji, przeżyć i inspiracji po warsztacie Praktyka Obfitości Ricka Jarowa.
Artykuł został oryginalnie opublikowany na stronie https://annagierlinska.wordpress.com/