Przyglądasz się swojej codzienności. Nauczono Cię praktykować uważność. Jedziesz samochodem i zauważasz oszronione drzewa na tle nieba, i zgodnie z instrukcją kontemplujesz zachwyt. Chodzisz na kursy rozwoje, słuchasz mówców motywacyjnych. Ile książek już przeczytałeś i ciągle zapisujesz się na jogę. Ale siły brak na zmianę. Mimo to, celebrujesz wdzięczność, za to, że potrafisz czasami puścić się z linki, na której ciągnie cię codzienność. Czas pędzi, w pewnym wieku wsiadasz w pendolino. Masz wrażenie, że co kilka dni jest piątek. Nagle zrobiło się 17 lat takich piątków. A może w Tobie jest dziura, nie wiesz kim jesteś, wiec nie wiesz co do tej dziury by pasowało? A może szukasz w życiu tych szarości, tych kolców, uwierania, bo tylko to znasz? Jak możesz być w cieple, w dobrym, karmiącym, skoro nie wiesz jak to jest tam być?
Ale teraz codziennie ci sami ludzie, te same zapachy, słowa, miejsca. Bezpiecznie, komfortowo i nudno… A za 5 lat? Też tu będziesz? To możliwe. Nie chcesz tego. Ok. Zabierasz pudełko, doniczkę z kwiatkiem, kubek i wychodzisz z pracy jak w amerykańskim filmie. Gówno prawda. Nie robisz tego i może nie zrobisz tego przez kilka następnych lat.
Każda zmiana ma swój czas. A poza tym jak możesz rzucić, zmienić, zostawić, odejść, jak poświęciłeś temu tyle czasu i energii? Czas walki wewnętrznej jest trudny, dyskomfort każdego dnia i samopoczucie gorsze… ogólnie miło nie jest. A w czasach smartfona i szybkiego „antybiotyku na wszystko” nie lubisz czuć się niedobrze.
Czas nie przynosi ulgi. Szarpanina i huśtawka nastoju. Jednego dnia euforia: „wiem jak to zrobić. Wiem co zrobię”. Drugiego myśli o tym, że beznadziejny pomysł przyszedł Ci do głowy i że znowu jesteś w czarnej dziurze. To trwa, to się ciągnie, to męczy, to jest niemiłe. Ale tak ma być. Inaczej się nie da. Trzeba przejść przez ten stan. Dać mu wybrzmieć, dać mu przestrzeń. Nie uciekać. Podaruj sobie czas wewnętrznej walki. Zaproś to do siebie i daj temu czas.
Przychodzi zmęczenie, to normalne. Zmęczyło Cię bycie w dyskomforcie. I nagle… przychodzi ten moment. Czasami nie wiadomo skąd a czasami wywoła go tzw. strzał, nawarstwienie sytuacji, jedna rozmowa, jeden przeczytany wiersz. Nie ma reguły, ale staje się. To metafizyczne, na poziomie nieświadomym dokonuje się przełom i w środku rośnie światełko siły... świeci coraz bardziej rośnie… i za nim idzie światełko spokoju, i ten duet narasta, karmi wewnętrznie. Jesteś już spokojny. Już czujesz. Już wiesz. Już nie masz dylematów. Już to jest za Tobą. Teraz wszyscy widzą Twój spokój i Twoją energię. To widać.. ta decyzja jest widoczna. Twoja decyzja jest tym, co się czuje i spokojnie przyjmuje jako fakt.
Te moment błogostanu jest niesamowity. To jakby po długim leczeniu poczuć, że choroby już nie ma, że ona się skończyła. Teraz jest kierunek, spokój. Idziesz w nowe, każdego dnia się do tego zbliżasz i to, co było, z szacunkiem żegnasz. Nie odrzucasz, nie deprecjonujesz, tylko żegnasz. Jako cząstkę Twojej drogi.
Szukaj w życiu kryzysów, dotykaj swoich słabości, poznawaj je, doświadczaj ich, bo one mówią jaki jesteś i w którą stronę trzeba iść. Bo jest to, co jest, jak powiedział mój mistrz, i nic więcej. I tak było też ze mną.