Pamiętam jak drugi syn, mający AZS, krzyczał na łóżku, po kąpieli, bo nie chciał dać smarować się maściami. Pamiętam co myślałam i mówiłam, że to konieczne, żeby nie było ran, że to normalne, że się wścieka, gdy ktoś chce robić coś z jego ciałem bez jego zgody. Pamiętam moją decyzję, żeby sprawnie posmarować „na siłę”… i pamiętam jak leżałam potem 20 minut koło wijącego się i wyjącego z wściekłości i rozczarowania, nie pozwalającego się dotknąć dziecka. I powtarzałam, że mi przykro, że jestem, myśląc o tym jak długo to już trwa, a może by żelka, bajkę (przeszłoby od razu). W środku jednak czułam, że nie chcę i nie mam prawa nic przyspieszać, bo nic nie przyspieszę, a tylko przerwę i zablokuję. Że z szacunku do siebie i niego chcę i mogę przy nim być. Następnego wieczoru po kąpieli wyprostował rączki mówiąc: „smaruj mama”.
I pamiętam rozjuszoną, wściekłą najstarszą, 6 -latkę, która dowiedziała się o odwołaniu wyjazdu do dziadka. Krzyczała, biła mnie po udach, płakała, uciekła do pokoju jak tylko powiedziałam, że musi być okropnie rozczarowana i wściekła… uciekła by pobyć ze sobą, wściekłą, „przygarnąć siebie”. Wiedziałam, że nie mogę i nie chcę jej tego zakłócać sobą... wróciła po jakimś czasie by się przytulić.
I nasza najmłodsza 19 miesięcy, wyginająca się w tył, w każdym momencie, w którym choćby podejrzewa osobę dorosłą o chęć zmiany pieluchy czy założenia ubrania. Ale dziś już wiemy jak ją „podtrzymać”, jak wziąć pod uwagę jej autonomiczne chęci decydowania o swojej pieluszce czy o tym, czy i kiedy jej zimno, a czasem po prostu sprawdzaniu, czy na pewno ktoś z jej zdaniem się liczy. Hmm… „powolne rodzicielstwo”, które de facto ułatwia wiele spraw.
Moje dzieci się nie buntują… nie bywają niegrzeczne, złośliwe… nie zawsze robią po prostu to, co ja chcę i potrzebuję w danym momencie. „NIE” dla jednej potrzeby, oznacza „TAK” dla innej równie ważnej potrzeby. Zawsze jest „coś pod spodem”.
Warto przy tym pamiętać, że dzieci nie służą do zaspokajania potrzeb dorosłych, ale odwrotnie. Dorosłość teoretycznie zakłada, dojrzałość, gotowość do tego by zaspokajać swoje potrzeby samodzielnie, mając rozwinięty system poznawczy i emocjonalny.
Na wzajemność i współpracę z dzieckiem przyjdzie czas. A jej jakość zależy od więzi i relacji jaka między nimi powstanie. I zasadniczo większość rodziców chce, by dziecko współpracowało, bo widzi i rozumie sens, bo zależy mu na relacji, bo chce, nie zaś ze strachu przed karą czy oceną (różnymi formami braku akceptacji i odrzucenia) czy brakiem nagrody (warunkowanie). Dzieci dbają o siebie tak, jak umieją na danym etapie. A umieją wystarczająco. Odkrywają siebie i rzeczywistość w jakiej wzrastają.
Zapraszam na warsztat poświęcony powyższej tematyce: Odczarować „bunt dwulatka” i inne „bunty” dziecięce
Przeczytaj pierwszą część artykułu: Poszukiwanie siebie, czyli dziecięce „bunty duże i małe” - część I
Fotografia na stronie głównej: flickr.com