I niech już odpocząć im można, z oddechem wytchnienia, tak głębokim, że aż kurz z ziemi odgłos otwieranych nozdrzy podniesie, i odrobinki ostatniego tchu w powietrze uniesie, które kiedyś było życiem w ich płucach. Oddech tak, jak kiedyś pierwszy, tak teraz ostatni niech zabrzmi. Świst powietrza, i ostatni wydech, w spokoju niech dokończy się w ciszy. W ciszy tak głębokiej, że aż piszczy.
Oni tam, a my tu. A czasem zahaczeni o dłoń naszej babci, jeszcze wciąż jej dwa palce puścić nie możemy. Albo o rant spódnicy mamy. Rękaw taty, ciepłą dłoń na głowie, która głaskała, gdy kolano było rozbite. W tęsknocie, a może w winie trwamy, tu za życia. Trochę tam zawieszeni, w przestrzeni pomiędzy, i puścić nie umiemy. Mała rączka nasza, wciąż zaciśnięta, jakby chciała zatrzymać odwieczną siłę Śmierci.
Upuść już to co trzymasz. Zostaw. Rozluźnij dłoń. Pozwól im odejść. Pozwól im umrzeć, w tym ostatnim oddechu. I niech już mogą odpocząć, w ciepłych ramionach ich matek. Na kolanach ich ojców. W uścisku dziadków, i prababek, które na kołowrotkach czasu szyją ciepłe swetry utkane z nici miłości. I kapcie wełniane, uszyte ze spełnionych żywotów. Stań na brzegu rzeki, i popatrz ten ostatni raz im w oczy. Puść niewidzialną dłoń, i niech dłoń Twoja się rozluźni.
Tam po drugiej stronie brzegu ich bracia, siostry, ciotki kochankowie i Ci, z którymi było im najtrudniej. Wszyscy stoją i czekają, aż ostatni kawałek duszy dotrze. A za nimi, jakaś większa postać. Dostojna i ubrana odświętnie. Opiekuje się nimi. Nimi wszystkimi. Strażnik Twojego Rodu. I w spojrzeniu jego, jakby echo spokoju, miłość i prośba do Ciebie. Żyj! A ich zostaw mi. Kiedyś i Twoje serce spocznie w mych dłoniach, i zaznasz ukojenia tutaj.
I nie patrz za długo, w tą stronę. Już czas. Odważ się żyć, i zmartwychwstań jako dziecko Boże za życia. Z martwych wstań. Wstań. Wstań. I dalej, i dalej do życia, bo serce i miłość wciąż mówią TAK. TAK. TAK. I dalej, i dalej, i dalej. Weź oddech w płuca, i napełnij je życiem, i nie martw się o nich, ich oddechy już skończone. Wyczerpany limit. Twój wciąż tutaj. Przychodzi z oddali, i odchodzi gdzieś, gdzie nie wiesz, bo to życie oddycha przez Ciebie, a Ty tylko w zgodzie, lub jej braku. A dzisiaj powiedź do życia TAK.
Obserwuj swój oddech, jak nadchodzi. Jak nadchodzi gdzieś z oddali, i coraz bliżej, i bliżej, jak fala oceanu dotyka i Ciebie, i mnie. I mnie i Ciebie. Daje życie, daje siłę, daje energię i odchodzi. I w tym wiecznym pulsie życia Ty. W samym środku, fali oddechu. Fali życia. Daj się ponieść tej fali, nich Cię poniesie. I tak każdego dnia. Dzień po dniu. Do końca.
________________________________________
Dziękuję, że czytasz. A jak uważasz, że warto to proszę udostępnij
Źródło: tutaj