Brzmi pięknie i nawet może mega romantycznie, ale to nie zawsze kończyło się dobrze. Czyli nie tak, jak wszystkie filmy Hollywood. Bo kiedyś, ale kiedyś to nie znaczy za siedmioma górami i siedmioma lasami, ale jeszcze podczas II Wojny Światowej związek z cyganką, lub żydówką mógł skończyć się śmiercią.
I o ile pewnie przelotny sex z cyganką, to nic co mogło przywołać złe demony systemu - komunistycznego, nacjonalistycznego wg. którego mieszanie krwi to zbrodnia, to już posiadanie dziecka z cyganką, albo posiadanie dziecka jako kobieta z cyganem, albo co najgorsze z Królem Cygańskim łączyć się musiało z tragedią.
Pokochałem Cygankę - powiedział. Ale bycie jej mężem, a i ojcem jej dzieci, zagrażać mogło mojemu życiu. Cyganie i Cyganki były często więźniami obozów koncentracyjnych, albo pasażerami wagonów pełnych osób wywożonych na roboty przymusowe do Niemiec vel państw na terenie których Niemcy korzystali z "darmowej" siły roboczej.
Kobiety wywożone na roboty, czasami do domu wracały z dziećmi. Do męża. No i co? Rok jej nie było. Albo i dwa lata. Przyszła z dzieckiem. Co miał zrobić chłop? W sensie jej mąż? Wywalić z chaty? Czasami tak się działo. Czasami Ona w polszy czekała na niego, i wrócił. Tylko jakiś inny. Jakby trochę nieobecny. Zamyślony. I już tak, jakby nie do końca jej. Ona coś czuła, ale co miała zrobić? Czuję, że Twoje serce jest przy innej? To miała mu powiedzieć? Nie. Brała takiego jaki był, bo po wojnie było mało mężczyzn. Bo mężczyźni byli w deficycie. Nie mogła pójść do Ośrodka Pomocy Społecznej i poprosić o 500+, albo wyjechać do UK na zmywak i dostać socjal na dzieciaka i siebie. To były inne czasy. Nie było psychoterapeutów, terapii, internetu, koleżanek na telefon, messengera, ani wujka Google. Było życie. Dzień i noc. Czas. I walka o przetrwanie.
Ile jest takich rodzin w powojennej historii naszej Polszy, w której dzieci "niczyje" zostały nazwane nazwiskiem męża, ale nie koniecznie ojca ? Bo co zrobić. Wstyd przed sąsiadami. Wstyd, ale przecież nie zabijemy. Chociaż czasem zabijali.
Ile jest takich historii, gdzie pogoniono takiego cygana albo żyda ? Ile jest takich historii, gdzie krew zabraniała miłości? Ile jest takich historii, że nie wolno było? Że trzeba było stracić majątek, aby móc z nim być? Albo stracić życie. Historię. Nazwisko. Przywileje.
Cygańskie korzenie, to temat w ogóle mi nie obcy. Dzisiaj przyjmuje w sercu te wszystkie, które być może czekały, aż mój przodek wróci. Nie wrócił. Tęsknił. Ale nie wrócił. W duszy Cię widzę cyganko. Kochał Cię. Bardzo, ale nie mógł inaczej. Bał się o swoje życie. Czy realnie? Nie wiem. Pewnie tak. Innej decyzji nie umiał podjąć. Kłaniam się przed losem Waszej miłości. Kłaniam się przed Wami, jako parą. Kłaniam się przed Twoją złością. Jestem tu mały. Bardzo mały. Proszę pobłogosław moje związki. Niech będą tak samo namiętne.
Wszyscy jesteśmy uwikłani, w losy rodziny i przodków. Nie ma na tej ziemi takich, którzy nie niosą historii swoich rodów. Jesteśmy w tym po pachy. Rozstanie jak pisał sam Bert Hellinger, nie jest często winą jednej, czy drugiej strony. Rozstania są kwestią uwikłania. Wszyscy chcemy dobrze. Wszyscy chcemy być razem. Blisko. Ale, jakoś się nie udaje, jakby cały czas coś stało na drodze. Ano tak. Losy rodziny. Losy przodków. Wykluczeni, pominięci, zapomniani. Dzisiaj daje im miejsce, na tyle na ile potrafię, jak zwykły człowiek. Zwykły człowiek, który stąpa po Ziemi. Tej Ziemi i nie jest wolny, od praw tej Ziemi.