Naukowcy, jak np. neurolog Joseph LeDoux wraz ze swoim zespołem uważają, że można tego dokonać jedynie poprzez samoświadomość, a więc uaktywnienie przyśrodkowej kory przedczołowej. Jest to część mózgu odpowiedzialna za interocepcję, czyli specyficzną, bardzo subtelną umiejętność wyczucia co dzieje się wewnątrz nas, czyli jak "czujemy siebie".
Na co dzień większa część naszej uwagi, czyli świadomy umysł, skupia się na tym, co nas otacza, czyli na środowisku zewnętrznym. Dzięki temu żyjemy, pracujemy i unikamy niebezpieczeństw oraz tworzymy relacje. Jednak to zdecydowanie za mało, aby żyć pełnią. Dopiero zyskanie większej świadomości ciała, poczucie, że możemy także poczuć swoje wnętrze (oczywiście nie w sensie anatomicznym, ale jako "cielesną świadomość istnienia jakiejś sytuacji, osoby lub wydarzenia" określaną jako w Focusingu czy w SE jako felt sense) daje nam dostęp do pełni doświadczania życia.
Jak w takim razie to zrobić?
Sposobów na dotarcie do mózgu emocjonalnego jest kilka. Jednym z nich jest znalezienie najbardziej do nad dopasowanej metody radzenia sobie z nadpobudliwością. Kolejne to wejście w trening uważności, dbanie o relacje z bliskimi osobami, uspołecznianie się, a także praca z ciałem, podejmowanie różnego rodzaju aktywności.
Pamiętając co nieco o roli nerw błędnego i jego wpływie na nasz układ pobudzenia, domyślamy się, że możemy go regulować np. poprzez oddychanie, intonację czy ruchy. Nie są to wcale skomplikowane techniki, jednak wciąż niedoceniane przez zachodni świat. Na przykład w Indiach rolę "regulatora pobudzenia" spełnia joga, w Chinach tai chi i qigong, a w Afryce rytmiczne bębnienie. Z kolei Japonia korzysta z licznych sztuki walki.
Co łączy te techniki?
Mamy tutaj do czynienia z ruchem, oddechem i specyficzną formą medytacji. Powoli i na Zachodzie te naprawdę ważne i skuteczne systemy regulacji budzą zainteresowanie, ale nie często mamy świadomość z jakiego względu tak się dzieje. Czujemy, że ich potrzebujemy, że pomagają w "odstresowaniu się", ale nie jesteśmy do końca świadomi, że są wyjątkowo wartościowe dla tych z nas, którzy zmagają się z nadreaktywnością układu nerwowego.
Jeśli chodzi o uważność, to sam trening może być prowadzony albo w ramach popularnego nurtu mindfullnes albo w ramach tradycyjnych praktyk takich jak np. zen. Łączy je jedno: praktykowana uważność daje nam możliwość dostrzeżenia przemijalności wszystkiego począwszy od uczuć, wrażeń, aż po zdarzenia.
Praktyka uważności, jak podkreślają specjaliści, koi układ współczulny. Dzięki temu nie wchodzimy tak szybko w tryb walcz-lub-uciekaj. Uważność to również nauka zauważania i tolerowania swoich reakcji somatycznych, co jest dużym krokiem ku uzdrowieniu bolesnych wspomnień. Jak podkreśla Bessel van der Kolk: jeśli nie radzisz sobie z tym co czujesz teraz, otwarcie przeszłości tylko zwiększy twoje cierpienie ... Praktyka ta jest więc przygotowaniem gruntu pod wejście terapeutyczne we własnego historie.